sobota, 2 marca 2019

34# "Kłamca 2.8 Papież Sztuk"



Tytuł: Kłamca 2.8 Papież Sztuk 
Autor: Jakub Ćwiek 
Rok wydania: 2019 
Wydawnictwo: SQN 
Liczba Stron: 266 

Opis:

Ta książka wytnie Wam kilka numerów!

Loki – nordycki bóg kłamstwa na usługach aniołów, a także, mimochodem, bohater sześciu książek, komiksu i gry karcianej – nie ma czasu świętować. Oto bowiem przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z największych swoich wrogów. W dodatku na własne życzenie, bo wszystko wskazuje na to, że Dezyderiusza Crane’a, samozwańczego boga popkultury, stworzył omyłkowo nie kto inny jak Loki właśnie.

Teraz rozpoczyna się gra z czasem, tym trudniejsza, że z każdą chwilą nowy bóg coraz lepiej poznaje swoje możliwości. Jego główną mocą jest kontrola nad narracją, a nawet… nad całą opowieścią.


Recenzja:

„Dezyderiusz. Upragniony.
Jestem tym, czego się pragnie, jestem oczekiwanym.
Jestem podażą dla popytu. Jestem... 
– …trupem – mruknął Chus.” 

„Kłamca 2. Papież Sztuk” jest kolejną częścią z serii „Cyngiel Niebios” i tak jak poprzednia część jest w pewnym sensie nowelką, której fabuła (jak z tytułu wynika) ma miejsce pomiędzy tomem drugim, a trzecim. Ta część jest pod każdym względem inna niż poprzednie oraz te, które nadejdą, nie tylko zaskakuje historią, ale również formą. Z tego co dobrze pamiętam, to „Papież sztuk” jest również swego rodzaju przejściem, gdyż poprzednie części autor podzielił historię na opowiadania, które tworzą całą logiczną fabułę. Tutaj w tej części już nie mamy opowiadań, a jedną ciągłą historię i tu właśnie następuje moment przejścia, gdyż (tak jak mówiłam o ile dobrze pamiętam z poprzedniego wydania) kolejne dwie części również tworzą jedną ciągłą historię, tyle że podzieloną na rozdziały.

„– Jak to jest być bogiem, pytasz? – mruknął.
Skinął palcem w stronę drzwi, przekręcając w nich zamek,
na ułamek sekundy, zanim poruszyła się klamka.
– Zabawne, ale do tej chwili nie miałem jeszcze pojęcia.
Ale powiem ci: to fantastyczne uczucie.” 

Loki tym razem musi stawić czoła nowemu bóstwu, które może być jak dotąd największym wyzwaniem z jakim dawny As miał styczność i to w dodatku na własne życzenie, ponieważ Dezyderiusz Crane jest w pewnym sensie synem Lokiego. Jak zawsze przy jego boku stoją Eros i Bachus, którzy mogą się okazać niewystarczającym wsparciem dla Kłamcy. Przy pierwszej okazji pozbycia się nowonarodzonego boga, zawalają sprawę, a Crane zaczyna rosnąć w siłę zbierając grono wiernych. Wszystko to starają się ukryć przed aniołami, lecz Loki posiada większą ilość nieprzychylnych mu osób niż przyjaciół, przez co bardzo szybko skrzydlaci orientują się w sytuacji i interweniują.

Wbrew pozorom zakończenie całej historii nie jest takie zwyczajne jak czytelnikowi. Może się zdarzyć, że ta książka nie tylko was zaskoczy, lecz i wpłynie na wybór podczas czytania.

„W końcu Kłamca uznał, że musi się iść przewietrzyć.
Nie zatrzymywali go specjalnie,
bo z każdą chwilą robił się coraz bardziej nerwowy,
a to nie pomagało w poszukiwaniach.” 

Nie będę po raz kolejny opisywać postaci, które pojawiły się już w recenzjach poprzednich tomów. W tej ocenie skupię się na niejakim Marcusie Lesterze, a później znanego jako Dezyderiusz Crane. Nowy bóg popkultury jest potomkiem znanych bogów otóż samego Thora i Lokiego. Kłamca, jak to w jego charakterze leży, sprawił swojemu bratu. As przybrał postać kobiety i uwiódł boga piorunów. Tak powstał antagonista tej powieści, którego nie ukrywam bardzo polubiłam. Oczywiście opisana powyżej historia jest wymyśloną na potrzeby serialu „Bóg pośród nas”, który opowiada przedziwnie podobną historię do rzeczywistości z archaniołami i bożkami. Brzmi zupełnie jakby maczały w tej sprawie pewne kłamliwe paluszki.

Nowy bóg oczywiście w żadnym wypadku nie jest na rękę, do tego z każdą upływającą chwilą staje się coraz silniejszy i dąży do osiągnięcia maksymalnej mocy, dzięki której pozbędzie się zamachowców, którzy czyhają na jego życie. W tym celu wyszukuje odpowiednie sceny z życia przypadkowych ludzi, które w jakimś stopniu odpowiadają sytuacjom z filmów. Wtedy Crane obserwuje całe zajście i wchodzi do akcji w zaplanowanym momencie, zyskując nowych wiernych, którzy go czczą.

Narracja z punktu widzenia Dezyderiusza w pewnym sensie mnie bawiła, ponieważ w momencie, kiedy stał się bóstwem narodziło się jego drugie ja, które jest narratorem powieści. Co mnie rozśmieszało? Otóż sprzeczki bohatera z jego wewnętrznym głosem.

„– Skąd pewność, że ten dobroczyńca to nasz gość? 
Loki wysunął wykałaczkę językiem, po czym obrócił ją w ustach, 
na moment szeroko je otwierając. 
– Instynkt macierzyński.” 

Z ogromną przyjemnością wróciłam i przeczytałam wznowienie tej części, nie tylko ze względu na to, że jest to moja ulubiona część, ale również dlatego że Ćwiek w tej książce przekracza wszelkie granice! Nie widziałam jeszcze takiej książki. Mamy tu różnie poprowadzone fabuły, różne zakończenia i oczywiście jak zawsze od groma nawiązań do popkultury. Czasem docierając do pewnych punktów czułam się, jakbym grała w grę, a nie czytała książkę, ze względu na możliwy wybór toru w jakim miałaby się potoczyć się historia. To jest niesamowite jak autor zręcznie tworzy historię, tak że wszystko scala się w całość i nawet pojawienie się komiksu. Jak to w przypadku Ćwieka książkę czyta się błyskawicznie dzięki lekkiemu stylowi i wplecionemu humorowi, który powoduje, że czytelnik mimo woli zaczyna się uśmiechać. Podsumowując mój zachwyt nad tą częścią, zakończę to szczerym poleceniem książki, która jest obowiązkowa dla fanów fantastyki oraz wielbicieli Lokiego.

„– Powiedziałbym: Panie, świeć nad jego duszą,
ale tu ani pana, ani duszy, więc… 
zapytam tylko:
Jedziemy tam?”

Dodatkowo po całej przyjemności jaką jest zapoznanie się z fabułą „Papieża Sztuk”, na końcu książki została przedstawiona historia Kłamcy. Znajdują się tam ciekawostki nie tylko dla fanów cyklu, lecz także dla początkujących twórców, którzy mogą się przekonać, że wydanie własnej książki jest nie tylko wielkim szczęściem, ale również czasem mocnym kopem od życia. Jak to mówią: Każdy medal ma dwie strony.

Z perspektywy czytelnika, który od jakiegoś czasu już jest fanem twórczości Jakuba Ćwieka, zdecydowanie polecam wam pójść na spotkanie autorskie, jeśli będziecie mieć taką możliwość. To co jest opisane na końcu, może i zawiera historię „Kłamcy”, ale klimatu wieczorku nic nie pobije, tak więc polecam potraktować tą część jako wstęp do najbliższego spotkania z autorem.

Za możliwość przeczytania wznowienia bardzo dziękuję Wydawnictwu SQN.

02.03.2019
Alpha

środa, 27 lutego 2019

33# "Skrzynia z uśpionym przeznaczeniem"


Tytuł: Skrzynia z uśpionym przeznaczeniem 
Autor: Weronika Ceynowa 
Rok wydania: 2019 
Wydawnictwo: Psychoskok 
Liczba Stron: 101 

Opis:

Dwie kobiety.
Dwie historie.
Jeden kamień.
Kiedy Simona straciła dziecko, mąż zaczął się od niej odsuwać. Czuła, że zaczyna się dziać coś niedobrego. A kiedy przez przypadek spotkała tajemniczego Alfeusza, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo może być powiązany z jej życiem...
Ala, córka Simony, po śmierci matki dokonuje niezwykłego odkrycia. W jej szafie – znajduje pudełko pełne pamiętników, w których spisana jest niezwykła historia Simony i Alfeusza. Ala staje się również właścicielką kamienia, który posiada niezwykłą moc. Potrafi on powstrzymać zarazę, która panuje w odległej krainie, znajdującej daleko od Ziemi i zaprowadzić dzięki temu dawny ład oraz porządek. Jak jednak odnaleźć kamień na wielkiej kuli ziemskiej? I czy to wystarczy, by powstrzymać rozprzestrzeniającą się tajemniczą chorobę, która sieje spustoszenie?

To historia doskonale ukazująca trudne wybory pomiędzy uczuciami a obowiązkami oraz rodzinne tragedie, które mogą przydarzyć się każdemu z nas. Obyczajowość i codzienność łączy się z elementami fantastycznymi, dodatkowo wplatając w to świat starożytnej Grecji, czarownic i klątw.


Recenzja:

„Czas płynie szybko jak wodospad,
Kiedyś woda w nim zniknie tak jak i mój żywot.”

Po burzy zawsze przychodzi czas na słońce. To samo tyczy się nieszczęścia w naszym życiu. Zawsze po trudnym okresie znowu wita nas słońce, radość i szczęście. Simona przeżyła ostatnio wielką stratę – poroniła. W dodatku jej mąż cały czas się od niej oddala, zamiast jej pomóc. Kobieta jednak postanawia stanąć na nogi i pomimo żalu oraz smutku wrócić do normalnego życia. Zatrudnia się w nowej pracy jako nauczycielka historii. Już pierwszego dnia spotyka na swojej drodze intrygującego nieznajomego, który przedstawia się jako Alfeusz. Szybko odnajdują wspólny temat i rozpoczynają pogawędkę o ich wspólnym zainteresowaniu. Poruszając temat starożytnej Grecji, wspominają o legendarnej skrzyni zaklętej przez złą wiedźmę. Według przypowieści miała narodzić się dziewczyna, dzięki której klątwa skrzyni zostanie zdjęta, ale tak jak w przypadku burzy i słońca, tak i tutaj istniały dwa rozwiązania. Wybranka miała albo uwolnić zaklętych braci spod klątwy lub jednego z nich obdarować potężną mroczną mocą. Simona nie podejrzewa, że niewinna rozmowa z nieznajomym mężczyzną może odnosić się do jej życia, w którym już zaczęło dziać się coś niedobrego.

„Młody mężczyzna nie wygrał z miłością i ostatecznie odwzajemnił uczucia kobiety.
Gdy brat się o tym dowiedział, zaplanował zemstę z pomocą złej wiedźmy,
u której wybłagał zły urok na bracie.
W zamian miał służyć u niej przez pięćset lat.
Stworzyli czar, który miał uwięzić brata w czasie, czyli miał żyć przez tysiące lat i nie starzeć się, być wiecznie młodym.
Gdyby kogoś pokochał, jego karą byłoby patrzeć, jak jego ukochana starzeje się i umiera.
Kobieta była bardzo niegodziwa i starszego brata ukarała tak samo,
Oczywiście po upływie lat służby.”

Tę krótką książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza połowa opowiada o przygodzie Simony, natomiast druga rozpoczyna się w momencie śmierci kobiety. Rozpoczyna się nowa historia, której bohaterką jest jej córka. Tak jak w pierwszej części historii główną rolę odgrywała skrzynia, tak na kolejnych stronach główne skrzypce odgrywa tajemniczy kamień, który pojawił się pewnego dnia przy główce Ali. Zaniepokojona Simona wpierw go wyrzuciła, lecz kiedy kamień znowu się pojawiał, kobieta zdecydowała się go schować, aż do właściwego momentu.

Podczas tego w równoległym świecie Portnolów panuje epidemia choroby, która zbiera krwawe żniwo wśród mieszkańców. Jedyną nadzieją dla nich jest tajemniczy kamień Ali. W tym celu przez specjalny portal na Ziemię zostaje przeniesiony następca trony Portnolów – Mixan. Młody książę musi znaleźć nieznajomą, kamień, a czas ucieka.

„— Nigdy nie ocenia się ludzi,
jeśli nie znamy ani ich samych, ani ich problemów.”

Zarówno w pierwszej i drugiej części historii nie da się nie polubić bohaterów, a przynajmniej było to tak w moim przypadku. Autorka świetnie wykreowała zarówno Simonę, Alfeusza, Tomka, Alę oraz Mixana. Dzięki dojrzale przedstawionych Simonie oraz Ali doświadczamy jako czytelniczy problemów kobiet, które pozbywają się typowego dla ludzi egoizmu i stawiają dobro innych nad swoje. Obie, zarówno matka i córka stawiają wszystko ponad swoją wygodę.

„Dla niego jesteś nadzieją,
Dla mnie szansą na zdobycie tego, co mi się należy.”

Szczerze to sama nie wiem, co myśleć, o tej krótkiej opowieści. Z jednej strony bardzo mi się podobało. Czytając nie mogłam uwierzyć, że to tylko jest sto stron, bo tyle się tam dzieje! Po przeczytaniu byłam usatysfakcjonowana fabułą, autorka wszystko ładnie opisała i zręcznie zakończyła historię. Dzięki prostemu stylowi oraz niewielką ilością stron książkę dosłownie się połyka. Pomimo motywów fantastycznych autorka porusza poświęcenie, dążenie do celów, ochronę bliskich, walka o uczucie, a także trudność podczas wyborów. Myślę, że osoby młodsze, nastolatkowie mogą być zadowoleni po lekturze tej historii. Szczególnie polecam „Skrzynię z uśpionym przeznaczeniem” do przeczytanie przed snem, jest to krótka, ale bardzo interesująca pozycja.

„Niby szczere i prawdziwie kochamy raz, ale ile w tym prawdy?
Czasem możemy kochać kilka osób na nasz własny sposób.
Czas płynie szybko, rok za rokiem, miesiąc za miesiącem, tydzień za tygodnie,
aż zamkniemy oczy i nastanie czas tych, których zostawiamy.”

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Psychoskok <3

27.02.2019
Alpha

sobota, 23 lutego 2019

32# "W objęciach Wroga"



Tytuł: W objęciach wroga 
Autor: Adelina Tulińska 
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Ridero 
Liczba Stron: 216 
Opis:

Co może powstać z połączenia szczypty magii oraz jednego z najpiękniejszych romansów?
Błądzimy po świecie emocji niczym Romeo i Julia, lecz na pograniczu baśni i snu, gdzie wszystko jest możliwe. Dwa rywalizujące ze sobą rody w czasach pierwszych plemion na ziemiach polskich. Czy to spotkanie przeciwieństw — to próba charakterów? Czy uczucie wygra z lojalnością wobec krwi? Czy Lilu i Deron będą w stanie ocenić, kto jest ich prawdziwym wrogiem?


Recenzja:

Opowieść zaczyna się, kiedy plemię Lilu buduje mur wokół swojej osady, odgradzając się od sąsiadów. Małoletnia córka wodza łamie zakaz opuszczania ogrodzonej wioski i pewnego wieczoru wymyka się w stronę tajemniczych świateł i ogni. Odkrywa, że nad brzegiem jeziora żyje inne plemię. Jednocześnie poznaje pewnego chłopca, żyjącego we wrogim plemieniu. Po krótkiej wymianie zdań Lilu odchodzi, obiecując sobie, że już więcej nie zainteresuje ją temat ogników nad brzegiem. Długo nie wytrzymała, tęskniąc za światłem płomieni i szmaragdowych oczach chłopca. Niestety ich krótką znajomość przerwała katastrofa, w której spłonęła wioska nad jeziorem, a ślad po chłopcu zaginął. 

„— A co będę z tego miał? — zapytał.
Księżniczka uchyliła powieki i popatrzyła na niego tymi niemożliwie niebieskimi oczami.
— A czego byś ode mnie chciał, Deronie? — Uśmiechnęła się przewrotnie.”

Po dwunastu latach mur plemienia Vattów został przebudowany, tereny rozrosły się, tak samo jak wpływy. Zaczęto nazywać ziemie królestwem. Księżniczka Lilu przygotowuje się do poznania kandydata na męża. Jednak jak się okazuje nie jest to przystojny książę na białym rumaku, a o wiele starszy od niej król Osady za Górą. Jeden ruch dziewczyny może doprowadzić do sojuszu lub do wojny.

Lilu podczas spotkania ukazuje swoją empatię dla głodujących poddanych króla Osady za Górą, lecz także, w moim mniemaniu, zuchwałością i w pewnym sensie lekkomyślnością, która sprowadzi na jej lud nieszczęście.

Małżeństwo stanęło pod znakiem zapytania, a młoda księżniczka wyruszyła w drogę powrotną do domu. Jednak podczas tego zostają zaatakowani przez ogromne wilki, na które moc ludu Vattów nie działa. Wszyscy zostają zabici prócz Lilu, która dzięki wielkiemu zrządzeniu losu (lub też nie), zostaje uratowana przez tajemniczego włóczęgę. Po całym zamieszaniu Lilu wraca do domu wprowadzając nieznajomego do grodu oraz swojego serca.

„— To inne plemię. Nie są do nas przyjaźnie nastawieni… Unikamy tego miejsca jak ognia, a oni unikają nas. I niech tak zostanie. Pod żadnym pozorem nie wolno ci się do nich zbliżać. Gdybyś kiedyś zabłądziła w lesie i spotkała któregoś z nich, uciekaj, ile sił w nogach. Zrozumiano?” 

Podczas czytania najbardziej da się zauważyć dwie postacie wykreowane przez autorkę: Lilu oraz Derona.

Główną bohaterką, którą poznajemy już na samym początku historii jest córka wodza Liliana, lecz wszyscy mieszkańcy wioski wołają na nią Lilu. Mała już od początku uświadamia czytelnika, że ma charakterek i zawsze stawia na swoim. To się nie zmienia z czasem, kiedy główna bohaterka dorasta. Jako młoda kobieta nadal charakteryzuje się cechami z dzieciństwa.
Szczerze powiedziawszy nie obdarzyłam Lilu jakimiś głębszymi emocjami. Ot była i czytało mi się przyjemnie, nie wzbudzała we mnie irytacji, ani sympatii.

Co się tyczy Derona, nazywanego inaczej Szkarałtnym Demonem, to można powiedzieć, że zaintrygował mnie. Nawet jeśli dopuścił się tego, czego się dopuścił pod koniec, ale to jest w pełni zrozumiałe z jego punktu widzenia.

MAŁY SPOJLER

Derona poznajemy również na początku historii, chociaż nie jest to wprost powiedziane. Dowiadujemy się tego znacznie później, chociaż nie ukrywam, że już na początku zaczęłam się tego domyślać.

Interesująca jest relacja, jaka nawiązuje się między dwojgiem bohaterów. Z jednej strony widomo, że podąża to w jednym kierunku, lecz drugiej, biorąc pod uwagę podejrzenia dotyczące pochodzenia Derona, które są słuszne, czytelnik wie, że ich przyszłość stoi pod znakiem zapytania.

Oboje czerpią przyjemność ze swojego towarzystwa, a także z droczenia się między sobą. Wszystko pryska niczym piękny sen, kiedy dochodzi do poważniejszych rozmów.

„Kary koń przeskoczył przez wielki przewrócony konar i wylądował miękko na ścieżce. Po chwili rumak mężczyzny zrobił to samo, jeździec się z nią zrównał, odrywając ręce do góry i śmiejąc się głośno. 
— Umiesz tak? 
— Walery… Nie popisuj się! — Lilu zganiła przyjaciela z uśmiechem na twarzy.”

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to język historii. Biorąc pod uwagę wskazówkę od autorki, można mniej więcej określić czasy, w jakich toczy się akcja. Ja określiłam to na wczesne średniowiecze. Do czego zmierzam: Język historii.

Pogrążona w przyjemnej lekturze nagle napotykam się na zwrot: „przybysz z kosmosu”. Niektórzy powiedzą, że to nie jest błąd. Dla mnie jednak interesującej się trochę historią jest to niedopatrzenie. Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniem. Dawni Słowianie, a może lepiej powiedzieć ludzie, którzy żyli w plemionach, nie znali takiego określenia kosmos, czy kosmita. Są to stwierdzenia względnie nowoczesne. Człowiek żyjący około X wieku, prędzej przypisałby kosmicie miano bóstwa i zaczął się modlić do niego. Dlatego tego typu wypowiedź popsuła mi trochę klimat historii.

To samo tyczyło się szyby, która pojawiła się w powozie.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby autorka poprowadziłaby fabułę w swoim wymyślonym świecie, jednak, kiedy mamy wskazany świat realny, wtedy już to trochę razi.

„Brak odpowiedzi to też jest jakaś odpowiedź.”

Pomijając powyższy minus, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że spędziłam z „W objęciach wroga” przyjemny wieczór. Nawet nie wiedziałam, kiedy przeczytałam całość, a po takim zakończeniu czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością, a dla wszystkich fanów fantastyki i romansu serdecznie polecam, na pewno spędzicie przy tej książce przyjemny czas.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję autorce Adelinie Tulińskiej <3

23.02.2019
Alpha 

wtorek, 19 lutego 2019

31# "Odwet"


Tytuł: Odwet
Autor: Monika Kortez
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba Stron: 290

Opis:

Te dwie rzeczy nigdy nie przemijają: miłość sprzed lat i nienawiść dawnych wrogów

Mogłoby się wydawać, że Morgan ma wszystko, czego współczesna kobieta potrzebuje do szczęścia – kochającego męża, udane dzieci, ambitną pracę na kierowniczym stanowisku… W dniu, w którym w niewyjaśnionych okolicznościach znika jej mąż, cały ten idealny świat zaczyna chwiać się niczym domek z kart. Na jaw wychodzą skrywane sekrety rodzinne, a ratunek przychodzi ze strony osoby, której Morgan planowała już nigdy w życiu nie spotkać... Czy powinna przyjąć pomocną dłoń? Czy będzie potrafiła wybaczyć ludziom, którzy ją zawiedli? Kto na tym zyska, a kto straci najwięcej?


Recenzja:

„Nie uciekniesz przed przeszłością,
ona jest zawsze krok za Tobą.
Nie uciekniesz przed sobą,
nieważne jak szybko będziesz biec.”

Czy w życiu pięknej bizneswoman, pani prezes która właśnie szykuje swoją firmę na targi mody w Mediolanie, może się pójść coś nie tak? A i owszem. Pewnego zwyczajnego dnia znika jej mąż, Marc, a cały grunt osuwa się jej spod stóp. Przygotowywanie pokazu mody, utrzymanie domu, wychowanie dzieci i poszukiwania męża, mogą przerosnąć każdego, w szczególności, kiedy specjalne służby rozkładają bezradnie ręce. Morgan podejmuje decyzję o wynajęciu prywatnych detektywów, lecz los nie zamierza jej również w tym ułatwiać. Na drodze kobiety staje niejaki detektyw Greogry, zmora przesłości Morgan. Kobieta miała nadzieję nigdy więcej go nie oglądać, dlatego postanawia odrzucić pomoc od firmy SPYEYE, jednak dawny kochanek jest na tyle uparty, że podąża w ślad za Mo. Czy Morgan zdoła odnaleźć męża i poradzić sobie z upierdliwym detektywem? Jak zareaguje na nietypową rodzinną tajemnicę, którą przez przypadek odkryje?

„– Ty się po prostu boisz.
Boisz się i znowu uciekasz.”

Powieść prócz głównego wątku zaginięcia męża głównej bohaterki porusza wiele innych spraw takich jak: problemy rodzinne czy przeszłość ciągnąca się za bohaterami. Wszystkie problemy rozpoczynają się wraz z tajemniczym zniknięciem Marca. Mo (Morgan Sangiacomo) powoli rozpoczyna poszukiwania męża. Wpierw zwraca się o pomoc do zaprzyjaźnionego detektywa, lecz kiedy odkrywa, że on nie żyje poszukuje innego rozwiązania.

Tak spotyka irytującego detektywa, który okazuje się jej dawną miłością i tu szczerze dziwiłam się bohaterce. Patrząc na jej zachowanie z początku byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, lecz im dłużej przebywała w towarzystwie Gregorego, którego w sumie w pewnym stopniu polubiłam, to szlak mnie trafiał. Mo w na pierwszym stopniu powinna stawiać odnalezienie męża, gdyż w końcu podobno go kochała, lecz kiedy w polu jej widzenia pojawiał się dawny kochanek, kobieta zaczynała się zachowywać jak niewyżyta małolata.

Bardzo podobała mi się reakcja teściowej Mo, kiedy przyłapała synową na zdradzie. Jedyne czego żałowałam, że kobieta nie na wtykała jej więcej.

(SPOJLER) Ciekawiła mnie jeszcze sprawa mafii i związku rodziny Marca z nią. Kiedy doszłam do tego zwrotu akcji, byłam zawiedziona, że nie było coś więcej o tym powiedziane.

To co mnie irytowało w książce, to czasem powtarzające się wypowiedzi między bohaterami. Głównie tyczyło się to Morgan i usprawiedliwiałam to podczas czytania tym, że bohaterka była roztargniona lub mocno zajęta inną rzeczą, dlatego też nie skupiała się w pełni na toczonej przez nią rozmowie.

Zabiegiem, który zdecydowanie zalicza się na plus, to zapoznanie czytelnika z bohaterami występującymi w historii, dzięki czemu od razu podczas czytania jesteśmy wstanie ich odróżnić.

„Czy w tym uwikłaniu mogła liczyć tylko na niego?
Czy mogła zaufać człowiekowi, który ją zdradził i okłamywał?” 

Główną postacią jest Morgan Sangiacomo prezes Armando Corporation. Z początku miałam do niej obojętne nastawienie, lecz im więcej stron przeczytałam, tym bardziej ta postać traciła u mnie. Mo jest przedstawiona jako postać, która od początku nie miała łatwo. Wrażliwa, artystyczna dusza, która odstawała od innych niezrozumiała przez innych. Określana jako wyrzutek, który pragnie jedynie być kochana. Wykorzystana i zdradzona w przeszłości, teraz szczęśliwa i spełniona matka oraz żona. Próbuje kreować się na silną, samowystarczalną i stałą w uczuciach kobietę jednak, kiedy na horyzoncie pojawia się jej były kochanek, nagle następuje przemiana Mo w dziewczynę, którą była kilka lat temu.

Postać nie jest źle wykreowana, powiedziałabym nawet, że jest świetnie przedstawiona przez autorkę, gdyż we mnie wzbudziła wiele różnych emocji, niestety jednak nie polubiłyśmy się z Morgan. Takie postacie nigdy nie przypadają mi do gustu, lecz dla autorki ogromny plus za to, tak samo jak za tytułowy „Odwet” głównej bohaterki.

Marc był postacią, której było mi najbardziej żal. Porwany na początku, zdradzony przez żonę, a do tego jeszcze rodzinna historia sprawiły, że poczułam największy smutek w stosunku do tej postaci, a Mo znielubiłam.

Tytułowy „Odwet” może mieć również swoje odniesienie w historii Marca. Jednak tym razem to nie on był jego wykonawcą, a raczej stał się jego ofiarą. Na pierwszy rzut oka widzimy idealnego ojca z dobrze płatną pracą, lecz z czasem poznajemy historię Marca, która nie jest za kolorowa, w szczególności, kiedy dojdziemy do jego braci.

Gregory, ach Gregory, który pełni w tej książce rolę bad boya i cwaniaczka. Szczerze nie wiem czemu polubiłam irytującego detektywa. Pojawia się niespodziewanie niczym grom z jasnego nieba. Przystojny cień przeszłości, który pada nagle na Mo powoduje nagły zwrot akcji, a jego denerwujące „księżniczko” nie raz mnie rozbrajało. Gregory należy do tego typu facetów, którym wyjaśnia się drukowanymi literami, że nie oznacza NIE, lecz ten nadal ma to w nosie. Jest święcie przekonany, że może brać to co mu się podoba, a dzięki pretekstowi jakim jest śledztwo w sprawie zaginionego męża dawnej kochanki, może bezkarnie zbliżyć się do głównej bohaterki. Szczerze jak czytałam, to nie raz miałam ochotę kopnąć go w cztery litery, a czasem brakowało mi jego odzywek. Do tej postaci mam mieszane uczucia, lecz jak najbardziej jest na plus w całej historii.

„Przecież mówiłaś, że mnie kochasz…
Że tylko mnie kochasz, księżniczko…
(…)
Kłamałam.”

Z początku czytało mi się książkę naprawdę dobrze. Wszystko układało się w logiczną całość. Dobrze poprowadzony wątek sensacyjny barwni bohaterowie, nawet główna bohaterka, która czasem wydawała mi się bardzo, bardzo naiwna lub roztargniona, żeby nie powiedzieć głupia, bo głupia nie była. I powiedziałabym, że jest to niesamowita opowieść, gdyby nie koniec. W moim odczuciu autorka popłynęła za bardzo w romans, a główny wątek wyjaśniła po macoszemu, przez co skończywszy ostatnią stronę, siedziałam i nie wiedziałam co i dlaczego tak się potoczyło. Dlaczego mąż głównej bohaterki został porwany i przez kogo. Co miało to wszystko na celu.

W końcu odniosłam wrażenie, że całość została tak wykreowana przez autorkę, aby dwójka postaci z przeszłości się spotkała.

„Odwet” jest dobrą książką, której akcja rozwija się równomiernie, przy której można się dobrze bawić, pomimo niektórych niedociągnięć. Jeśli przymknąć oko na tę sprawę, to historia naprawdę jest bardzo przyjemną odskocznią i polecam ją do czytania w szczególności tak jak ja ją czytałam podczas podróży pociągiem.

Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
19.02.2019
Alpha

niedziela, 10 lutego 2019

30# "Apartament W Paryżu"


Tytuł: Apartament w Paryżu 
Autor: Guillaume Musso 
Rok wydania: 2018 
Wydawnictwo: Albatros 
Liczba Stron: 394 
Opis:

Sztuka jest kłamstwem, które mówi prawdę.
Paryż, pracownia malarska ukryta w pełnym zieleni zaułku. Madeline właśnie ją wynajęła, żeby odpocząć i cieszyć się samotnością. W wyniku nieporozumienia w to samo miejsce trafia Gaspard, młody pisarz ze Stanów Zjednoczonych, który chce w spokoju popracować nad nową książką. Los skazuje tych dwoje wrażliwych samotników na dzielenie jednej przestrzeni życiowej.
Pracownia należała do słynnego artysty, Seana Lorenza; we wnętrzu wciąż widać jego fascynację kolorami i światłem. Pogrążony w smutku po śmierci syna malarz zmarł rok wcześniej, pozostawiając po sobie trzy obrazy, które wkrótce przepadły bez wieści. Madeline i Gaspard, zafascynowani geniuszem i zaintrygowani tragicznym losem poprzedniego lokatora, postanawiają połączyć siły, aby odzyskać te niezwykłe malowidła. 

Zanim odkryją sekret Seana Lorenza, będą musieli zmierzyć się z własnymi demonami, a prowadzone przez nich śledztwo na zawsze odmieni ich życie.


Recenzja:

„Życie nie daje drugiej szansy. Raz stracone okazje przepadają na zawsze. 
Życie nie daje prezentów. 
Życie jest jak miażdżący walec – to despota sprawujący władzę za pomocą 
jednej tylko broni: czasu. 
Czas w końcu zawsze wygrywa. 
Czas to największy morderca w historii. 
Żaden gliniarz nigdy nie wsadzi go za kratki.” 

Historia rozpoczyna się, jak typowy romans. Kobieta i mężczyzna przylatują do Paryża na Boże Narodzenie. Ona, Madeline, była policjantka, która rozpaczliwie chciałaby założyć rodzinę, planuje ten czas spędzić w samotności, aby odpocząć. On, Gaspard, dramatopisarz, odludek, który nawet nie posiada telefonu, zamierza w samotności napisać kolejną sztukę. Jednak los spłatał tej dwójce figla i przez małą pomyłkę wynajmują ten sam dom. Dom, który należał do zmarłego malarza.

Nowopoznani mieszkańcy odkrywają, że historia nieżyjącego artysty jest mroczna, nieszczęśliwa i skąpana we krwi. Rozpoczynają małe dochodzenie, które rodzi nić porozumienia między nimi, chociaż pojawiają się między nimi zgrzyty.

Powoli odkrywają kolejne tajemnice posuwając się w śledztwie. Dowiadują się wielu szczegółów o życiu malarza, który na początku był zwykłym graficiarzem. Aż dochodzą do punktu kulminacyjnego, którego ja się domyśliłam, jednak to nie miało znaczenia, bo emocje naprawdę sięgały zenitu.

Podczas trwania całej akcji, zarówno Gaspard jak i Madeline są poddawani próbom, walczą z rozterkami i własnymi demonami, które nie raz mogły już ich zniszczyć. Madeline nawiedza wizja rodziny, którą mogła już dano założyć, gdyby nie zdrada partnera, natomiast Gaspard ciągle obwinia się o śmierć ojca.

Podczas lektury rodzi się pytanie: Co odkryje dwójka obcych sobie ludzi, która ma wspólny cel?

„– Bo w gruncie rzeczy, 
czy jest coś smutniejszego niż widok pokrewnej duszy 
przemieniającej się w dusze potępioną?" 

Jeśli chodzi o postacie, to dawno nie miałam tak mieszanych uczuć, jak podczas czytania tej powieści. Bohaterowie denerwowali mnie, ale też zyskali moją sympatię. Bardzo spodobał mi się kontrast w emocjach, bo to nadawało im realizmu. To właśnie powodowało, że wydawali się realistyczni zupełnie tak, jakby autor opisywał historię żywych ludzi.

Czy w tej powieści mam swojego ulubieńca?

Nie.

Dlaczego?

Ponieważ każda postać wprowadzała do powieści tyle, że nie można było podzielić ich na interesujące i te mniej, a przynajmniej w moim odczuciu. Każdy bohater był potrzebny, a jego zachowanie i przyzwyczajenia dopełniały całości historii.

O Madeline i Gaspardzie już trochę powiedziałam, więc czas na głównego zamieszanego, Seana Lorenza, którego nie poznajemy, że tak to ujmę, osobiście. Jest bardzo ważną, można powiedzieć, najważniejszą postacią, lecz dowiadujemy się o niej jedynie od innych bohaterów, czy w przedstawianych przez autora artykułach.

Sean Lorenz stał się popularny dzięki poznaniu i zainspirowaniu się urodą swojej przyszłej żony Penelopy. Zauroczony jej urodą wpierw jako zwykły graficiarz malował jej podobizny na wagonach metra. W późniejszych latach sławę osiągnął dzięki serii portretów swojej żony, natomiast kiedy osiągnął szczyt sławy porzucił malowanie. W jego życiu pojawiło się inne szczęście – jego synek. Los dla malarza jednak nie był łaskawy. Podczas jednej z wystaw, rodzina Lorenza została porwana, a on sam dostał jedynie żądanie okupu oraz palec swojego synka. Później jest tylko gorzej. Śmierć dziecka odbija się na malarzu, zaczyna chorować, aż umiera, pozostawiając trzy tajemnicze obrazy, których nikt nie widział.

“Sztuka jest jak pożar, 
Powstaje z tych, których spaliła.” 

Nie ukrywam wpierw czytało mi się ciężko, ale może było to spowodowane nauką do egzaminów, przez co nie miałam aż tyle czasu na czytanie co zawsze. Im bardziej rozkręcała się akcja tym trudniej było mi się oderwać od niej i z powrotem usiąść do powtarzania anatomii czy podstaw zoofizjoterapii. Im więcej poznawałam z historii tym chciałam więcej i więcej.

Kiedy zgłaszałam się do booktouru, byłam przekonana, że to kolejny romans. Jak bardzo byłam zaskoczona, kiedy dostałam powieść, która bez żadnych wątpliwości może stać na równi z książkami Dana Browna o przygodach Roberta Langdona.

Emocje jakie budziła ta książka, to coś niesamowitego! 

Pomimo że to było moje pierwsze spotkanie z autorem, to myślę, że nie ostatnie!

Za możliwość przeczytania dziękuję @imaginationcornerpl z instagrama!

Alpha
10.02.2019

środa, 6 lutego 2019

29# "Kruk" PRZEDPREMIEROWO



Tytuł: Kruk
Autor: Katarzyna Mieszczanin
Rok wydania: 07.02.2019
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba Stron: 132

Opis:

Uważaj, komu mówisz „nie”

Jedna niewinna rozmowa odmieniła życie pewnej młodej kobiety. A ściślej rzecz biorąc –zakończyła je. Kiedy rok później znaleziono w lesie nad jeziorem jej nagie ciało, pytań było znacznie więcej niż odpowiedzi. Co oznaczają rękawiczki, jedyna część garderoby, jaką miała na sobie ofiara? Czy zwłoki dziecka odkryte po drugiej stronie jeziora mogą mieć coś wspólnego z tą sprawą? I czy to możliwe, by morderca zaplanował zbrodnię idealną? 
Dwaj przyjaciele, komisarz Piotr Kruk i podkomisarz Marcin Kołodziej, będą musieli zbadać każdą dostępną poszlakę, by spróbować rozwikłać tę wyjątkowo trudną zagadkę kryminalną. Wygląda bowiem na to, że przestępca jest obdarzony wyjątkowym sprytem i inteligencją...najważniejsze?

Recenzja:

„W powietrzu dało się wyczuć lekki podmuch wiatru.
Wiatru, który owiewał jej bezwładne martwe ciało,
Porzucone w pośpiechu pod osłoną nocy przez potwora.”

W lesie nad jeziorem zostaje znalezione nagie ciało młodej kobiety, która niedawno urodziła. Jedyne co ma na sobie to para skórzanych rękawiczek. Na drugim brzegu odnaleziono zwłoki dziecka. Śledztwo podejmują dwaj przyjaciele komisarz Kruk i jego partner podkomisarz Kołodziej.
Prócz toczącego się śledztwa mamy również zaznaczony wątek romantyczny, który kiełkuję pomiędzy wybuchowym Krukiem, a Danusią, siostrą żony Kołodzieja. Chociaż na początku komisarz zapiera się nogami i rękami, żeby go nie swatać, z czasem lega i nawiązuje się jakaś nić porozumienia pomiędzy Danusią a Piotrem.

Dodatkowo pomiędzy rozdziałami są wplatane urywki z życia ofiary, coś na kształt pamiętnika. I chociaż śledztwo toczy się własnym tempem, to czytelnik dużo dowiaduje się właśnie z tych wspomnień.  

„– Chodź. Napijemy się kawy.
Patrol już jest.
Chociaż nie jestem pewien,
Czy pomimo obstawy Danka jest tutaj bezpieczna.”

Miałam nadzieję, na naprawdę dobry kryminał. Nawet po przeczytaniu uważam, że ta historia miała potencjał. Zbrodnia doskonała, niebanalny motyw, jedynie zabrakło mi porządnego dopracowania historii i wgłębienia się w odmęty pracy detektywistycznej. Samo podejście do sprawy doświadczonego Kruka stawia go pod znakiem zapytania. Nie wspomnę o ciągłym piciu kawy, robieniu przerw, wątku pobocznego z potencjalną dziewczyną oraz absurdalną propozycją wstawienia zdjęć ofiary do mediów internetowych. Oglądając już same seriale detektywistyczne jak Bones czy The Fall, można zauważyć, że ludzie zajmujący się sprawami kryminalnymi nie wrzucają zdjęć ofiar na Facebooka z nadzieją, że ktoś rozpozna zamordowanego i dobrodusznie się zgłosi.

Każda organizacja detektywistyczna posiada bazę z danymi. Po za tym pobiera się próbki DNA do badań identyfikacyjnych, które naprowadzają na tożsamość ofiary. Dopiero później w fabule zostało to wspomniane, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy autorka to sprawdziła, czy poprzednia scena nie została poprawiona.

Kolejna sprawa dotyczy co prawda pobocznego wątku, jednak też wzbudziła we mnie kontrowersje. Kruk dostaje wiadomość, że jego potencjalna ukochana może być śledzona, a nawet zostać zaatakowana w szpitalu, do którego trafiła również po napadzie na nią. Detektyw wpierw zawiadamia jednostki, jedzie czym prędzej do niej, lecz w momencie jak jest już na miejscu i dowiaduje się, że kobieta ma już ochronę, idzie na kawę z partnerem nawet do niej nie zaglądając.

I może w tym momencie budzi się we mnie niepoprawna romantyczka, ale kiedy bohaterce grozi niebezpieczeństwo, to pomimo zapewnionej ochrony, powinien ruszyć szanowne cztery litery i sprawdzić co z dziewczyną. Tak odniosłam wrażenie, że niezbyt mu na niej zależało, bo ważniejsza okazała się kawa.

„Zwłoki kobiety leżały przykryte gałęziami i liśćmi.
Było to zrobione niedokładnie, więc albo ktoś się spieszył,
Albo nie zależało mu aż tak na ukryciu ciała.”

Zatrzymując się na dłużej przy bohaterach muszę niestety stwierdzić, że byli dosyć jałowi. Przynajmniej ja z żadnym nie nawiązałam jakiejś nici porozumienia. Chemia nie zadziałała.

Natomiast komisarz Piotr Kruk, który na co dzień pracuje w śląskim komisariacie wydał mi się dosyć wybuchowy. Zbyt łatwo się denerwował i okazywał emocje. Zastanawiałam się często podczas lektury, czy doświadczony detektyw nie powinien być bardziej opanowany. Na chłodno podchodzić do wykonywanego zawodu, a także w relacjach koleżeńskich.

Sama ofiara, którą była niejaka Anna Paluch wydała się dosyć naiwna. Spragniona miłości kobieta, bez słowa sprzeciwu wykonywała polecenia spotkanego przypadkiem mężczyzny, z którym po jakimś czasie zaczęła się umawiać. Jak wiadomo nie skończyło się to dobrze, a morał z tego taki: trzeba było słuchać matki, kiedy mówiła, że z obcymi się nie rozmawia 😉

„Ofiara leżała na brzuchu, jej ręce były skrępowane z tyłu,
Była całkiem naga.
Jedynie na dłoniach miała rękawiczki.

Żałuję, że autorka nie poświęciła większej uwagi do przygotowań i rozplanowania powieści, gdyż ta książka mogła być hitem. Jak wspominałam motyw zabójstwa, wykonanie go, dla mnie były fenomenalne. Czytając „Kruka” nie tylko nie zżyłam się z bohaterami, ale też odczułam, że książka została napisana szybko i na kolanie, nad czym bardzo ubolewam.

Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Alpha
06.02.2019

niedziela, 3 lutego 2019

28# "Druga Szansa"



Tytuł: Druga Szansa 
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk 
Rok wydania: 2018 (wznowienie) 
Wydawnictwo: Uroboros 
Liczba Stron: 330 

Opis:

Julia budzi się w tajemniczym szpitalu. Nie poznaje własnego odbicia w lustrze, nie pamięta, jak się tu znalazła. Z czasem dowiaduje się, że cała jej rodzina zginęła w pożarze. Jedynie Julii udało się przeżyć, choć na skutek odniesionych obrażeń straciła pamięć. Nazwa ośrodka, Druga Szansa, powinna napawać pacjentów otuchą… Co jednak myśleć o kobiecie, która ciągle wróży Julii śmierć...

Recenzja:

„To tylko sen…otwórz oczy i żyj” 

Co byście czuli, kiedy obudzilibyście się w nieznanym miejscu, które okazałoby się ośrodkiem o nazwie Druga Szansa. Brzmi optymistycznie prawda?
Jednak Wy nic nie pamiętacie, nie poznajcie siebie w lustrze, a jedyne co Wam mówią to, to że Wasza rodzina zginęła w pożarze, a Wy trafiliście pamięć od odniesionych obrażeń.

W takiej sytuacji znalazła się Julka. Jakby było mało w ośrodku poznaje chłopaka o przezwisku Kruk oraz kobietę, która straszy ją rychłą śmiercią.
Aaa! Wspomniałam, że dziewczyna widzi tajemniczą postać rodem z horroru, która błaga żeby Julka się obudziła? Nie? No to teraz już wiecie.

Dziewczyna zaczyna dostrzegać rzeczy sprzeczne z informacjami podawanymi przez pracowników Drugiej Szansy. Co zrobi Julka w sytuacji, w której nie może nawet zaufać samej sobie?

„Cisza. 
Otula mnie. 
Miękka. 
Lepka. 
Straszna. 
– Boję się.” 

Pierwszą osobą, którą poznaje po obudzeniu, i która wydaje się jej pomóc jest psychiatra ośrodka – Zofia Morulska. Kobieta przeprowadza z Julią sesje, na których dziewczyna ma sobie przypomnieć wydarzenia z przeszłości. Psychiatra pomaga jej opowiadając o przeszłości Julki, która podobno się wydarzyła, jednak dziewczynie coś nie pasuje. Zaczyna dostrzegać różnice między tym co sobie przypomina, a przekazywaną prawdą przez lekarkę.

Dodatkowo poznaje w ośrodku chłopaka o przezwisku Kruk, który zaczyna odradzać jej branie leków. Na początku Julka nie chce posłuchać go, lecz im bliżej poznawała Adama Krukowskiego, tym bardziej mu ufała. Razem rozpoczynają poszukiwania prawdy, którą pracownicy ośrodka próbują zataić.

„– Adam? – wydusiłam z siebie. 
Chłopak prychnął, wpatrując mi się głęboko w oczy. 
– Widzę, że ktoś coś dzisiaj łyknął – szepnął 
– No chyba że ten błędny wzrok to na mój widok.” 


Chyba śmiało mogę powiedzieć, że polubiłam główną bohaterkę. Julia ma dwadzieścia dwa lata, a przynajmniej tak się dowiadujemy. Czy może to być nieprawdą? A może sama Julia nie ma na imię Julia? Bohaterka z postępującą fabułą robi się coraz bardziej zagubiona. Dzięki narracji pierwszoosobowej, jako czytelnicy mamy możliwość przeczytać, co dziewczyna przeżywa i jakie myśli ją nawiedzają. Czasem faktycznie nie mogłam uwierzyć, że dziewczyna jest dorosła, ze względu na oczywiste fakty, które miała przemycane przed nosem, a które skutecznie ignorowała. Jednak daje do myślenia fakt, że bohaterka nic nie pamiętała i z jednej strony mogła na nowo uczyć się ludzkich zachowań, które jak wiemy nie zawsze kryją za sobą dobrą intencję.

Bohaterem, którego pokochałam od pierwszego pojawienia był Adam Krukowski. Jego wygląd nie miał nic z tym wspólnego! Przysięgam! No dobra, może troszkę… ale, ale! Moje serce zdobył swoim charakterem, niewyparzonym językiem i bezszczelnością. Nie raz parskałam śmiechem po przeczytaniu jego kolejnego genialnego pomysłu!

Natomiast Zofii Morulskiej od początku nie lubiłam. Zawsze na taki typ osoby włącza mi się dzwoneczek w głowie. Jej z początku słodkawe podejście, pieszczotliwe nazwy przyprawiały mnie o mdłości. W życiu codziennym od razu uważam na takie osoby i po pierwszej styczności z tą postacią od razu powiedziałam sobie: Aha! Ona coś ukrywa!

Jednym słowem: NIE CIERPIĘ TEJ BABY!

„ – Spokojnie, nie chciałem cię urazić. 
Różne typy tu trafiają. 
Trzeba uważać, z kim się człowiek zadaje. 
Nie wyglądasz, co prawda na szaloną, ale kto wie? 
Może odwrócę się na chwilę, 
a ty zadźgasz mnie gałęzią?” 

Po przeczytaniu „Drugiej Szansy” uważam, jak na razie, że jest to najlepsza książka autorki. Miałam na razie do czynienia z serią „Kwiat Paproci”, trylogią „Wiktoria Biankowska” i właśnie „Drugą Szansą”. We wspomnianej serii, czegoś mi brakowało, a tutaj, pomimo że od pewnego momentu domyślałam się jak historia się zakończy, naprawdę byłam zachwycona. Czytało mi się przyjemnie, a główna bohaterka nie doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Jedynie co, to brakowało mi kogoś takiego, jak Jaga z „Kwiatu Paproci”, jednak nie sądzę, żeby było potrzebne umieszczać taką postać w tej historii, dlatego nie traktuję tego jak minus powieści.

Sam klimat książki, który daje już sama okładka, a potem tocząca się fabuła, jest idealnie skonstruowany. Styl w tej historii jest prosty, dzięki czemu czyta się w mgnieniu oka.

Ciekawi mnie jedna sprawa, czy historia jest skończona, czy autorka planuje kiedyś kontynuację, bo za taki koniec, to można po prostu zabić!

Za możliwość przeczytania książki i wzięcia udziału w bookturze dziękuję Malwinie z instagrama @zaczytana_tak_po_prostu <3
Alpha
03.02.2019

środa, 23 stycznia 2019

27# "Gordian. Grzech"


Tytuł: Gordian Grzech (Tom I) 
Autor: Meliss Darwood 
Rok wydania: 16 styczeń 2019 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Niezwykłe 
Liczba Stron: 258 

Opis:

Pikantna. Mroczna. Mocno erotyczna powieść.

Gordian zawsze stawia na swoim. Jest trenerem sztuk walki, studentem inżynierii, mężczyzną, któremu nie oprze się żadna dziewczyna. Z wyjątkiem nowo poznanej, przybranej siostry – Kiry, której zdobycie stanowi dla niego nie lada wyzwanie.

Gordian skrywa mroczne tajemnice. Zbrodnia, której się dopuścił trawi go od środka. Seks wydaje się być najlepszym sposobem na rozładowanie buzujących w nim emocji, lecz czy wystarczającym? Czy każdy grzech można odkupić? Czy rany z przeszłości mogą się zabliźnić na dobre? Czy dwoje poranionych przez życie ludzi powinno być razem? 



Recenzja:

„Co do pierwszej kwestii – tak, mam na imię Gordian 
i moje imię odmienia się przez przypadki. 
Dostałem je po rzymskim Imperatorze – Marcusie Antoniusie Gordianusie.” 

Nawet kiedy popełnisz zbrodnię pierwszy raz, to ona pozostawi po sobie piętno. Cierpieć będziesz i psychice, i na duszy. Gordian dopuścił się zbrodni, której nie żałuje. Tłumaczy sobie, że była ona konieczna, a z jej konsekwencjami, które odbijają się na jego psychice radzi sobie na kilka sposobów, lecz przede wszystkim seksem. Jest mężczyzną z polsko-greckimi korzeniami, a testosteron wręcz wylewa się z niego. Jego wybuchowy charakter, pewność siebie i doświadczenie powodują, że jeszcze żadna dziewczyna nie odmówiła mu, aż do momentu, kiedy spotyka Kirę. Dziewczyna od razu daje mu do zrozumienia, że nie ma na co liczyć, lecz Gordian nie przyjmuję odmowy, im bardziej dziewczyna się zapiera, tym bardziej Gordian staje się uparty. Jednak Kira, tak jak Gordian, nie ma kolorowej przeszłości. Zmagając się z demonami, trenuje kickboxing, który pomaga jej uciec od problemów. Czy ta dwójka zdoła się dogadać? Czy między nimi zaiskrzy, a może lepiej żeby trzymali się od siebie jak najdalej?

„ Nauczyłem się, że nie ma ludzi odpornych na ciosy, 
są tylko źle trafieni.”



„ Patrzę na nich i czuję, jak litania wulgaryzmów ciśnie mi się na usta. 
Zaciskam pięści, staram się powstrzymać przed wybuchem. 
Nie obrażę mamy. 
Nie obrażam kobiet, nie wyzywam ich, nie ubliżam im, 
nie jestem taki, jak mój zafajdany ojciec.”

Na pierwszy rzut oka „Gordian” zarówno z opisu, jak i okładki wydaje się być kolejnym erotykiem, który zagościł na półki księgarni. Zazwyczaj nie czytam książek z tego rodzaju, jednak dla Melissy Darwood zrobiłam wyjątek i nie zawiodłam się! Historia owszem zawiera pikantne sceny, które zachwycą fanki erotyków, jednak jest to opowieść o człowieku, który nie radzi sobie z poczuciem winy. Gordian nie tylko zmaga się z wyrzutami sumienia, ale również z przeszłością.

Jako dziecko nie miał dobrego wzorca do naśladowania. Jako dorosły mężczyzna śni o tym, jak był małym chłopcem i widział, jak jego ojciec traktuję jego matkę. Wyzwiska, ubliżenia, ciosy, mimika, to wszystko zasiało swoje ziarno w duszy Gordiana. 

„Wyrządzoną krzywdę można wybaczyć, 
ale nie zapomnieć.”

Możliwe, że to również dopinguje młodego studenta inżynierii do jego pomysłu. Prócz licznych podbojów mężczyzna ma w planach wynaleźć urządzenie, które będzie zapisywać ludzkie wspomnienia od narodzin tak, że w późniejszych czasach człowiek będzie mógł je w dowolnej chwili odtworzyć. Za zarobione pieniądze na badaniach i wynalazku chciałby kupić wyspę w Grecji i zamieszkać tam ze swoją mamą, której chciałby podarować trochę szczęścia.

Być może po pierwszych paru stronach, które są naprawdę +18, można by pomyśleć, że Gordian jest płaską postacią myślącą wyłącznie o tym, którą kolejną dziewczynę przelecieć, a to nieprawda. Melissa Darwood stworzyła wielowymiarowego bohatera, którego nie da się nie lubić. Być może unika zobowiązań i prowadzi bardzo rozwiązły tryb życia, a kobiety i walki zdają się być wszystkim co pragnie w życiu, jednak to tylko maska, za którą ten skrzywdzony chłopak się chowa.

Jak pisałam brak wzorca podczas dorastania, a także pierwszy zawód miłosny, który przeżył spowodowały, że nie nauczył czym jest uczucie miłości do kobiety oraz jak ją okazywać. Zaznał tylko przykrości i to właśnie spaczyło jego postrzeganie miłości, przez co postępuje, jak postępuje. 

„ Na każdą znajdzie się sposób, 
nawet na zakonnicę.” 

W żadnym wypadku nie jest to kolejny, płytki i bezsensowny erotyk! Najnowsza książka Melissy Darwood jest przyjemna w czytaniu, napisana lekkim językiem z odpowiednio wyważoną dawką humoru. Historia jednak opowiada o skrzywdzonym człowieku, za którym ciągną się konsekwencje jego czynu, którego pomału niszczą. Koszmary, napady podobne do grypy i omamy stają się nie tylko niebezpieczne dla samego bohatera, lecz również dla osób otaczających go. Sam Gordian powoli zaczyna się gubić, czy niektóre widziane przez niego rzeczy są prawdą, czy może kolejnym urojeniem w jego głowie.

Zagłębiając się coraz bardziej w lekturę, byłam coraz bardziej przerażona głosem, który bohater słyszy w swojej głowie. Tłumaczyłam to sobie, jako kolejną marę. Jednak zaczęłam zastanawiać się nad tym.

Zastanawiające są również wskazówki przemycane przez autorkę. Pomiot szatana, trzy żarzące się szóstki na piersi Gordiana, później nawołujący do rachunku sumienia, wyznania grzechów i odkupienia win ksiądz, a paręnaście stron dalej, praktycznie to samo głównemu bohaterowi mówi jedna z mieszkanek wysp. Lampka zaczęła mi się palić i włączył się tryb snucia czytelniczych teorii. Czy być może są to aż tak zaawansowane omamy, czy być może to wszystko składa się w jedną całość, która ma popchnąć Gordiana do podjęcia decyzji i wybaczeniu swojemu ojcu krzywd, a także sobie popełnionej zbrodni.

„Bieganie, seks, czekolada, krav maga – moi prywatni terapeuci.”



„Mogę mieć każdą, 
A myślę właśnie o niej.”

Ciekawą postacią, która również została doświadczona przez los jest przybrana siostra Gordiana – Kira. Od pierwszego spotkania bohaterów czuć, że coś zaiskrzyło, jednak on chciałby jedynie ją zaliczyć, a ona pragnie opiekuńczości, poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Z tego wynika, że Kira jest kolejną szarą myszką? Nic bardziej mylnego. Dziewczyna nie raz pokazuje swój charakterek, a swoim emocjom daje upust podczas treningów kickboxingu, który trenuje od paru lat.

Kira nie należy do nieśmiałych dziewczynek. Osiemnastolatka jest zadziorna, pyskata i bojowo nastawiona. Nie ulęknie się nawet wali z prawie dwa razy większym przeciwnikiem. Podobnie jak Gordian, Kira nosi maskę, a raczej można powiedzieć mur wokół serca, przez który bohater próbuje się przebić, jednak dziewczyna doskonale się broni, trzymając gardę.

Cała relacja tych dwóch postaci nie należy do prostych i przyjemnych. Można ją podsumować dwoma bardzo dobrze znanymi słowami: „To skomplikowane”.

„ – To nie moja siostra. 
– To o co chodzi? 
– O nic. 
– Przecież widzę, stary. Chyba mogę z nią pójść do lasu albo parku?
Posiedzieć, pogadać na łonie natury. 
– Na łonie natury… – prycham – A co wy, jakimiś pieprzonymi łosiami jesteście?”

Każdy rozdział rozpoczyna się imieniem dziewczyny, z którą Gordian ma do czynienia, bądź osobą z rodziny – babcią, mamą. To zestawienie pomaga też czytelnikowi zauważyć, jak główny bohater traktuje kobiety znajdujące się w jego rodzinie, a jak te, które można powiedzieć przypadkiem spotkał. Obce dziewczyny są dla niego przygodą, chwilą przyjemności, która zaraz przeminie, z wyjątkiem Kiry, która nie daje się tak łatwo podejść. Natomiast rozdziały poświęcone mamie i babci Gordiana ukazują szacunek mężczyzny do nich. Taki właśnie szacunek powinien mieć każdy syn i wnuk.

„Gordian” jest już piątą książka autorki, z którą mam styczność i za każdym razem Melissa Darwood opisuje jedynie najważniejsze rzeczy, dzięki czemu książka się nie rozwleka, a akcja toczy się wartko, dzięki czemu książkę czyta ekspresowo. Autorka nie zatrzymuje się i nie skupia na nieistotnych rzeczach. Ukazuje relację bohaterów, ich problem czy rozterki, które są ważne dla rozwoju fabuły.

Na zakończenie mogę powiedzieć, że zarówno fanki erotyków, jak i wartościowych historii będą zadowolone, bo ta książka nie należy do banalnych, a jest kolejną pozycją, przy której nie da się przejść obojętnie i jako debiut autorki w tym gatunku, uważam go za bardzo udany, a przez zakończenie z niecierpliwością wypatruję kontynuacji, bo takich rzeczy się nie robi na końcu książki!
 
„Dlaczego? – pyta – Dlaczego powinnam ci zaufać? 
Przymykam powieki.
– Nie wiem. Sam sobie nie ufam.
– To nie brzmi dobrze. 
– Całe moje pojebane życie nie brzmi dobrze. A jednak się w nim znalazłaś.” 

Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

Alpha
23.01.2019

wtorek, 22 stycznia 2019

26# "Zgromadzenie"


Tytuł: Zgromadzenie (Wyjęte ze zła Tom I) 
Autor: Joanna Jarczyk 
Rok wydania: 2018 
Wydawnictwo: Novae Res 
Liczba Stron: 347 



Opis:

Chroniąc świat przed złem, strzeż się, by samemu nie stać się tym złym…

Wstępując do Zgromadzenia, Damien bierze na swoje barki niezwykle ważne zadanie – wraz z innymi Stróżami musi ochronić ludzkość przed Łowcami, uniemożliwić im odebranie człowiekowi najważniejszych cnót: wiary, nadziei i miłości. Jak jednak walczyć ze złem, gdy moralność tych, którzy mieli być wzorem, staje pod znakiem zapytania… Kto tak naprawdę jest zły i z kim mamy walczyć? Czy zabijając złoczyńcę, nie stajemy się tacy jak on? Z tymi wątpliwościami będzie musiał zmierzyć się Damien.
„Zgromadzenie” nie jest baśnią o walce dobra ze złem, w której dobro zawsze wygrywa, a bohaterowie to szlachetni mężowie pełni cnót. To powieść o walce z własnymi słabościami, poszukiwaniu swojej tożsamości i przeciwstawianiu się autorytetom.


Recenzja:

„Zło. 
Coraz bardziej rozprzestrzenia się po ulicach tego miasta. 
Zarzuca swe sieci, w które wpadają ci wszyscy naiwni ludzie, 
którzy chcą, by świat o nich zapomniał. 
Złodzieje, mordercy, okrutnicy. 
Bez wiary, nadziei i miłości.” 

Damien Rimet za namową swojego najlepszego przyjaciela Louisa Daquina wstępuje do Zgromadzenia Stróżów. Zostaje poddany operacji wszczepienia mocy, przechodzi szkolenie, a jego życiowym celem staje się polowanie i zabijanie Łowców. Jednakże już na pierwszej misji, wiara nowego Stróża zostaje wystawiona na próbę. Łowczyni, opisana w Księdze Stróżów jako bezduszny i bezwzględny potwór, daruje mu życie. Rimet nic z tego nie rozumie. Przecież na szkoleniu uczyli, że Łowcy są źli i trzeba ich zabić. Te monstra odbierają ludziom boskie cnoty, a jednym z takim przypadkiem byli jego rodzice. Czy wszystko w co Damien miał uwierzyć było wyssanym z palca kłamstwem? Dlaczego bezwzględna Łowczyni nie zabiła go przy nadarzającej się okazji, tylko puściła go wolno. I co postanowi Damien, kiedy będzie musiał wybierać między poczuciem obowiązku a przyzwoitości?

„ – Łowca nie zna uczuć. Ból i lęk nie istnieje. 
Wiara jest paranoją, nadzieja głupotą, a miłość obłudą.” 

Kreacja świata i podział na Stróżów oraz Łowców na pierwszy rzut oka może się skojarzyć z typowym podziałem dobra i zła. Stróżowie po przejściu zabiegu wszczepienia mocy stają się silniejsi, nie nękają ich żadne choroby, a po przemianie posiadają parę skrzydeł, przez co przypominają anioły.

Co do Łowców, to Świętej Księdze Stróżów, której każdy z członków Zgromadzenia musi przestrzegać, i która jest dla nich niczym Biblia dla zwyczajnego katolika, jest napisane, że są to istoty, które kiedyś były ludźmi, lecz przez wszczepienie mrocznej mocy ich ciała zostały zdeformowane i wyglądem przypominają bestie. Aby zasłonić zniekształcone ciało, zasłaniają je w całości. Noszą szaty z kapturem, a na dłoniach rękawiczki.

Stróże i Łowcy toczą ze sobą walki. Ci pierwsi chcą ratować ludzkość przed drugimi, którzy to zabierają im cnoty, pozbawiając dobrych cech i chęci do życia. Oczywiście wszystko odbywa się w tajemnicy, a samo „Zgromadzenie Stróżów” jest przez zwykłych ludzi kojarzone, jako organizacja, w której pracownicy zajmują się pomaganiem ludzi, zwalczaniem przestępczością, współpraca z policją czy prowadzeniem zbiórek charytatywnych i organizacją festynów.

„ – Bierz piernika i po prostu o tym zapomnij. – Podał mu talerzyk. – 
– Bierz, bo zawołam babcię i będziesz musiał zjeść wszystkie. 
– OK, nie strasz.” 

Po ukończeniu szkoły gastronomicznej z wyróżnieniem Damien Rimet pracuje jako pomoc kucharza w restauracji. Dwudziestodwulatek interesuje się gotowaniem, przyrządzaniem wymyślnych potraw, a jego historię poznajemy w momencie, kiedy jegeo kumpel Louis proponuje mu wstąpienie do Zgromadzenia, w którym sam jest od paru lat. Zaskoczony propozycją, gdyż przyjaciel nigdy nie mówi o organizacji zgadza się po chwili myślenia. Wtedy jego świat staje na głowie. Dowiaduje się o istnieniu mocy, Stróżów, cnót oraz Łowców, którzy odbierają cnoty ludziom. Damien zgadza się na wstąpienie do Zgromadzenia. Wszystko wydaje się pięknie, dopóki pogodny mężczyzna, który od razu zyskał moją sympatię, poznaje Łowczynię, która podważa wszystko to, co dowiedział się do tej pory. Polubiłam Damiena za to, że potrafi sam myśleć. Poddany wątpliwościom nie macha na nie ręką, tylko stara się je przemyśleć, dojść do prawdy. Kolejny plus to taki, że nie stał obojętnie, kiedy jego towarzyszy chcieli zamordować Catherine (Łowczynie). W końcu postanowił jej pomóc, gdyż dla niego była ranną kobietą potrzebującą pomocy. Po jego działaniach widzimy, że bohater nie ocenia świata w barwach czarnych i białych, jak Louis oraz dowódca. Dostrzega również szarości i pragnie dowiedzieć się prawdy, a nie złudnych półprawd. Zyskał moją przychylność dążeniem do celu. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie jego nastawienie się nie zmieni i nie uwierzy we wmawiane mu kłamstwo.

W przypadku Louisa Daquina od pierwszej strony, kiedy go poznałam, zapalała mi się czerwona lampka. Niby spoko kumpel głównego bohatera, a jednak coś mi tu nie grało. To właśnie on za poleceniem Samuela Sorela miał przyprowadzić potencjalnych kandydatów na członków Zgromadzenia. Na początku autorka przedstawia go jako opiekuńczego wnuka i dobrego kumpla, który dla Rimeta jest niczym brat, ale kiedy Damien zaczyna powątpiewać w prawdziwość słów zarówno dowódcy jak i świętej księgi, to Louis zamiast wierzyć przyjacielowi, karze mu zapomnieć o wszystkim, po prostu zamieść pod dywan i ślepo podążać za poleceniami dowódcy. Denerwowało mnie to, bo jeśli ktoś uważa się za przyjaciela, to powinien rozważyć wszystkie za i przeciw, a nie stwierdzać, że przez małe doświadczenie kumpel gada głupoty. Odniosłam wrażenie, że przez tytułowanie Louisa najlepszym Stróżem ten był zadufany w sobie, jeśli chodzi o sprawy Stróżów, bo w relacjach z babcią to naprawdę nie mam nic do zarzucenia tej postaci. W każdym bądź razie strasznie mnie irytował.

„ – Magia, czary, to takie dziecinne.(…) 
– Przestają być dziecinne, jeśli ktoś na tym cierpi.” 

To samo tyczyło się dowódcy i twórcy Zgromadzenia Samuela Sorela. Z jednej strony współczułam mu, kiedy poznałam jego historię, jednak od połowy książki, coś mi zaczynało śmierdzieć. Był zbyt idealny, przez co aż sztuczny. Natomiast jego zachowanie na końcu i wyjaśnienie, że Balthazar (UWAGA SPOILER) to jego brat bliźniak, czego się z jednej strony domyśliłam, spowodowało, że poczułam antypatię do niego. Z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać, co Sorel przemilczał i liczę na to, że zostanie to wyjaśnione w drugiej części! 

Catherine, pierwsza Łowczyni, która zapoczątkowała armię Balthazara. Od razu polubiłam tę pyskatą i pewną siebie dziewuchę, która zamieszała w nowym życiu Damiena poddając próbie jego wiarę w Zgromadzenie. Szczerze powiem, że zaintrygowały mnie jej racje, które przedstawiała Rimetowi. Według jej wersji Łowcy i Stróże są do siebie podobni, a skrzydlaci wcale nie są uosobieniem dobra.

Sama relacja jaka wywiązuje się między bohaterami przypadła mi do gustu. Wpierw jest to ludzki odruch Damiena, chce po prostu pomóc rannej kobiecie. Natomiast z kolejnymi rozdziałami zmienia się to w ciekawość i chęć poznania Łowców. Dziewczyna z początku nie ufa Stróżowi, jednak z czasem zaczyna go darzyć w jakimś stopniu zaufaniem, aż do konfrontacji, która ich rozdziela. Bardzo mnie ciekawi, jak w kolejnym tomie będzie wyglądało ich spotkanie i czy pewne kłamstwa, które zostały wypowiedziane na końcu zostaną wyjaśnione i z jakim skutkiem.

Ciekawą rzeczą jest też moc Łowców. Na przykładzie Catheriny, wyszło na to, że Łowcy mogą tworzyć przedmioty, a raczej iluzję z pokładów swojej wyobraźni.

„ – Z tej samej gliny ulepieni, z tego samego źródła moc zaczerpnęli. 
Łowcy i Stróże. 
Jak jedna rodzina.” 

Jedyny minus jaki znalazłam w pierwszym tomie to pod koniec zachowanie Samuela. Być może to był celowy zabieg, jaki autorka zastosowała, jednak nasunęła mi się myśl, że Dowódca Stróżów miał obsesję, a jego śmierć była zbyt szybka.

Druga sprawa, może nie tyle, co minus, co moje emocje związane z zakończeniem, kiedy to Louis zrzucił winę za Catherinę. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy młody Stróż nie staje się taki, jak Samuel. Rozumiem za żadne skarby nie mógłby się przyznać, że dowódca okazał się psychopatą, a on go zabił. Wybuchłby chaos. Tylko strasznie mnie ciekawi, co z tego wyniknie i chcę wiedzieć, co będzie dalej!

„ Pustka w środku. 
Nie ma uczuć, nie ma łez. 
Ból nie istnieje, to tylko wymysł. 
Strach ucieka, lęk odpływa. 
Wszystko trzeba przeżyć, wszystko da się przetrwać.” 

Jestem zachwycona opowieścią. Przepadłam. Styl autorki powodował, że odpływałam natychmiast, aż obudziłam się o 3 w nocy na ostatniej stronie powieści. Lekki i przyjemny!
Domagam się następnego tomu w trybie natychmiastowym, gdyż jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczy się walka między Stróżami i Łowcami. Po zakończeniu mam nadzieję, że autorka nie strzeliła sobie w kolano śmiercią jednego z bohaterów. Czekam na kolejną część z niecierpliwością!

Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Alpha
22.01.2019

piątek, 18 stycznia 2019

25# "Światło Anioła"



Tytuł: Światło Anioła 
Autor: Izabela Zawis 
Rok wydania: 2018 
Wydawnictwo: Novae Res 
Liczba Stron: 217 

Opis:

Walka dobra ze złem właśnie się rozpoczęła. Czy na pewno wiesz, po której stronie staniesz?

Siedemnastoletnia Megan wiedzie typowe życie współczesnej nastolatki. Mieszka wraz z matką, Jill, w małym miasteczku. Nigdy nie poznała swojego ojca. Jej życie niespodziewanie nabiera tempa, kiedy pewnego dnia w stojącym w jej pokoju lustrze zauważa przystojnego chłopaka. I choć na początku jest przekonana, że to tylko wytwór jej bujnej wyobraźni, wkrótce znajomość z Adamem, jej własnym Światłem, doprowadzi ją do poznania wielu skrywanych dotąd tajemnic dotyczących jej rodziny...
Dramatyczne wybory, przed którymi niebawem stanie, wpłyną na losy całego świata. Po czyjej stronie opowie się Megan? Co się wydarzy podczas decydującej walki? Czy uda się ocalić to, co najważniejsze?

Recenzja:

„– Rozluźnij się – szepnął niewątpliwie ciepły 
i uspakajający obcy głos. – Wkrótce się zobaczymy.” 

Siedemnastoletnia Megan mieszka sama z matką, swojego ojca nigdy nie miała okazji poznać, a sama rodzicielka nie wspominała o nim. Dziewczyna wiedzie typowe życie nastolatki – szkoła, znajomi. Pewnego dnia wydaje jej się, że czuje czyjąś obecność. Podczas przerwy oraz lekcji słyszy męski głos, który wydaje się jej obcy, ale czy tak jest? W domu natomiast w lustrze dostrzega nieznajomego chłopaka. Po rozmowie z mężczyzną z lustra zasypia, a podczas odpoczynku śni o wydarzeniach, które okazują się, że są jej wspomnieniami z poprzednich wcieleń. Megan dowiaduje się również o tym, że jest aniołem, a tajemniczy chłopak z lustra to jej Światło.

Dziewczyna za każdym razem kiedy wraca do życia, gdyż taki jest przywilej anioła, może wybrać stronę, po której się opowie – Dobro i Zło. Standardowo. Jednak w tym wcieleniu Megan obmyśla plan i podejmuje się zadania, od którego zależy nie tylko jej, ale i innych istnień. Czy wybierze dobrze i czy jej plan się powiedzie?

„– Ślubuję ci być twoim towarzyszem i przyjacielem każdego dnia 
i oświetlać twoją drogę,
abyś nigdy jej nie zgubiła i nie zbłądziła.” 

Megan stoi przed wyborem: stanie po stronie Dobra u boku matki, czy ponownie wybierze Zło i zostanie prawą ręką swojego ojca. Jest bardzo cennym graczem w tej grze, gdyż wśród swoich sióstr urodziła się jako pierwsza. Jest pierwszym Aniołem, co oznacza, że jej siła jest o lepsza niż jej rodzeństwa. Megan wraz z Adamem będą balansować na granicy Dobra, Zła, Życia i Śmierci, a kiedy przyjdzie im stanąć do walki, czy zdołają wybrać dobrą broń?

„– To nie wygląda tak, jak myślisz. 
Za każdym razem jesteś taka sama, jest wiele podobieństw, 
ale jesteś też odmieniona w jakimś stopniu przez poprzednią siebie. 
Przecież nic nie jest trwałe, ludzka osobowość ewoluuje.” 

Po pierwszych paru stronach Megan strasznie mnie irytowała, a najbardziej fakt, jak opisywała siebie, po czym stwierdziła, że dzięki altruizmowi pomagała innym przez co miała dużo przyjaciół. Tu już uruchomił mi się dzwoneczek z tyłu głowy i zaczęłam się modlić, aby główna bohaterka się zmieniła, co na szczęście miało miejsce. Z biegiem historii bohaterka już się tak nie wychwala i da się ją nawet polubić, chociaż ja bardziej polubiłam Adama.

Jedyną niepowtarzalną i najważniejszą wartością w książce jest istnienie Dobra, które wszystkich powinno łączyć. To z niego powstał Arcyanioł i Arcyświatło, które dały życie Aniołom. Z każdym Aniołem na świat przychodziło dla równowagi jego Światło. Zawsze jest przypisane to samo Światło i kiedy Anioł po śmierci rodzi się ponownie jako dziecko, to Światło pojawia się w wieku osiemnastu lat i czeka na Anioła aż ten dorośnie, po czym odnajduje go. Co ciekawe to nie anioły mają skrzydła a właśnie Światła i kimś takim jest właśnie Adam. Postać chłopaka kojarzyła mi się, co śmieszne, z Aniołem Stróżem. Odkąd pojawił się w życiu Megan, to opiekował się, wspierał ją.

„Światło nie może żyć bez swojego Anioła.” 

Zabrakło mi takiego wdrożenia się w świat. Według mnie autorka mogła jeszcze bardziej dopracować tę historię i naprawdę powstałoby coś świetnego, a tak miałam wrażenie, że choćby samo miejsce zamieszkania aniołów i świateł jest potraktowane po łepkach, byleby przejść do właściwej akcji. Zdecydowanie zabrakło mi tego klimatu, przez co miałam wrażenie, że dosłownie przeleciałam przez tę książkę.

To samo dotyczyło postaci. Z jednej strony polubiłam Adama, czy Arcyanioła, ale zabrakło czegoś, dzięki czemu będę te postacie wspominać. Coś co utrwaliłoby mi je w pamięci.

Kolejna rzecz to walka ze Złem, a dokładniej ze złą stroną mocy. Dla mnie było za krótko i zbyt szybko. Autorka opisywała to jako trudne zadanie, a odniosłam wrażenie, że główna bohaterka bez problemu wcisnęła się do siedziby zła, wykiwała każdego po drodze i wbiła sztylet w antagonistę.

Podczas czytania dało się również niestety wyłapać błędy – literówki, których nie skorygowała korekta.

Według mnie historia ma duży potencjał i może być naprawdę bardzo dobra, jeśli tylko autorka w następnej części wyciśnie jeszcze więcej z bohaterów. Może jakieś sprawy się pokomplikują, zmieszają i wyjdzie kogel-mogel, który z przyjemnością pochłonę, gdyż nie mówię „nie” tej historii. Wręcz przeciwnie. Jestem ciekawa jak ona się rozwinie i jak autorka poprowadzi kolejne wydarzenia.

„ – Pamiętaj o jednej rzeczy. Żyję dla ciebie i z tobą, 
bo masz ważną rolę do odegrania. 
Nie zamieniłbym tego życia na żadne inne.” 

Książka z jednej strony zaskoczyła mnie, a z drugiej zawiodła. Czytając kolejne strony, było czuć, że jest to debiut autorki. Sama w sobie historia skojarzyła mi się z serią „Upadłych”, której co prawda jeszcze nie czytałam, lecz słyszałam o czym jest.

Nie można odmówić lekkości i prostoty historii, dzięki czemu idealnie nadaje się na poczytanie w wieczory po ciężkim dniu w szkole, na uczelni czy w pracy.

Również bardzo spodobał mi się pomysł na tytułowe Światło i będę wypatrywać kontynuacji historii, która tym razem będzie opowiadać o siostrze Megan – Angel.

Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Alpha
18.01.2019

poniedziałek, 7 stycznia 2019

24# "Tylko Żywi Mogą Umrzeć"


Tytuł: Tylko Żywi Mogą Umrzeć 
Autor: D.B.Foryś 
Rok wydania: 2018 
Wydawnictwo: e-bookowo 
Liczba Stron: 400 

Opis: 

Mam na imię Tessa i, odkąd pamiętam, prowadzę podwójne życie. Jestem barmanką za dnia, za to nocami zamieniam się w żądną krwi łowczynię demonów.
Dlaczego to robię? Och, nie zrozumcie mnie źle, przecież nie wybrałam takiego zajęcia, ponieważ jest ekscytujące i bezpieczne, pieniądze też nie grały tutaj żadnej roli, nikt mi w końcu za to nie płaci.
Tropię i zabijam wyłącznie dlatego, że posiadam nad nimi niespotykaną przewagę: w połowie jestem jedną z nich...

Recenzja:

„Usłyszałam przeszywający chrzęst łamanych kości. Całe pomieszczenie wypełnił mój rozpaczliwy jęk, kiedy obserwowałam, jak mężczyzna bezwładnie opadał na ziemię. Oczy traciły swój dawny blask. Stawały się puste i matowe. Martwe.” 

Codzienną rutynę Tessy Brown przerywa wiadomość od przyjaciela o skradzionym krucyfiksie. Dziewczyna podejmuje trop i rozpoczyna śledztwo, jednak nie spodziewa się, że sprawa jest o wiele poważniejsza niż przypuszcza. Zdawałoby się, że to zwykła kradzież, jednak chodzą słuchy w świecie demonów, że już niedługo coś się wydarzy.

W tym samym czasie w życiu Tessy pojawia się tajemniczy Kilian, który zdaje się być o wiele bardziej obeznany w temacie niż ona. Rozpoczynają współpracę jedynie po to żeby sobie nie wchodzić w drogę. Podczas ich krótkiej, ale prężnie rozwijającej się znajomości Tess dowiaduje się, że jej nowy kolega nie tyle jest demonem, co jest kluczem do całej historii.

Jednak czy Tess ze zorganizowaną przez nią ekipą zdoła zapobiec apokalipsie, czy wręcz przeciwnie pomogą ją rozkręcić?

Cała historia opiera się na dobrze znanym nam schemacie walki dobra ze złem. Bohaterowie w celu uratowania świata przed demonicznymi siłami szukają artefaktów, aby antagonista nie dostał go pierwszy. Tak samo jak relacje między bohaterami nie są nam obce – przyjaźnie, romanse, intrygi, zdrady. Sam charakter postaci powoduje, że zatracamy się z każdą kolejną przewróconą stroną i to jest to właśnie, bo gdy tylko pojawiał się na stronach Kilian czy Gabe to nie mogłam oderwać się od tego. Pragnęłam więcej i więcej.

To co bardzo mi się podobało, to fakt, że postacie nie są pod kloszem. D.B. Foryś nie cacka się z nimi. Sama Tessa, kiedy walnęła gafę, musiała mierzyć się z konsekwencjami swojego zachowania. To właśnie zaliczyłam na plus, że nie było to zamiecione pod dywan lub nie przeminęło z wiatrem.

Prócz tego, co może wydać się dziwne, to brakuje tutaj równowagi. Są demony, ba jest nawet Władca Piekieł, ale nie ma Aniołów czy nawet nie pojawia się Bóg. Nie ma! To nie jest ta historia, gdzie bohaterom wali się wszystko i zjawia się nagle wybawienie w postaci Archanioła. Tutaj tego nie ma i to też może budzić pewien niepokój o losy naszych ulubionych bohaterów, bo są zdani tylko na siebie, co jednocześnie nadaje im nieco realizmu, bo nam też nie pomoże wróżka zębuszka czy wyskakujący z magicznej lampy dżin.

Prócz tego autorka sprytnie przemyca ważne informacje w tekście, które składają się w całość dopiero wtedy gdy mają. Czytelnik zazwyczaj pomija je, machając na nie ręką i czyta dalej, żeby na końcu otrzymać kubeł zimnej wody.

„– Jestem Mrocznym Żniwiarzem – zakomunikowałam z triumfalną miną. 

– Wiem, kim jesteś, wywłoko! – zaryczała. – Mamy już przyszykowane dla ciebie specjalne miejsce w Piekle!” 

Do głównej bohaterki nie zapałałam ani miłością, ani nienawiścią. Z jej perspektywy czytało się przyjemnie, a to już coś, bo zdarza się, że książka ma bardzo dobrą fabułę, ale przez główną bohaterkę męczy się czytelnik. W przypadku „Tylko Żywi Mogą Umrzeć” i Tess nie miałam tego problemy. Bardziej śmieszyły mnie sytuacje, kiedy Kilian podpuszczał łowczynię, a ona fukała na niego. Prócz tego zastanawiałam się, czy nie powinna pić trochę więcej ziół na uspokojenie, bo nie tyle że nie radzi sonie z zaufaniem to jeszcze jest agresywna, ale… to może działanie tej demonicznej połówki 😊.

Tess za dnia jest barmanką, a w nocy poluje na demony. Dziewczyna ma trochę ułatwione zadanie, w przeciwieństwie do zwykłych egzorcystów, gdyż jest w połowie demonem i wyczuwa ich, kiedy pojawią się w pobliżu.

„– Dostaniesz cukrzycy, słowo daję – syknęłam, kiedy sięgnął po kolejną paczkę. Zaszeleści nią natrętnie, byleby zrobić mi na złość. 

– Hmm? – wymamrotał z pełnymi ustami, 

wyciągając w moją stronę opakowanie ciasteczek. 

– Nie, dziękuję.” 

Jedną z moich dwóch ulubionych postaci jest demon Kilian. Dlaczego? Bo jest słodki tak samo jak ciasteczka, które uwielbia! Czytając dowiadujemy się, że urodził się w drugiej połowie czwartego wieku na terenach ówczesnego starożytnego Egiptu w ubogiej rodzinie, która zajmowała się uprawą roślin. Demon opowiadał o tym, jak w oczy zajrzało im widmo głodu przez chorobę rodziców. Niespodziewanie rozwiązanie spadło jak grom z jasnego nieba lub może trafniejsze określenie byłoby, że wypełzło z czeluści piekieł. Wtedy jeszcze młody Kilian postanowił zgodzić się na oferowane warunki przez nieznajomego. Z myślą o rodzicach zawarł pakt z demonem. Dopiero po latach odkrył, że dzięki swojemu uczynkowi stał się kluczem do zamknięcia lub otwarcia Bram Piekieł. 

Wspominałam o dwóch ulubionych postaciach, tak więc drugą z nich jest przybrany ojciec Tessy i jej bardzo dobry przyjaciel ksiądz Gabriel. Przybliżając nieco tę postać, to Gabe jest proboszczem kościoła oraz światowej sławy egzorcystą. Za co go pokochałam? A już Wam cytuję fragmenty: 

„ – Jasna cholera. 
– Gabe, język! – upomniałam go. 
– Oj tam… – Machnął ręką. – Wyspowiadam się z tego później.” 

oraz:

„– (…) Teraz coś zjedz, jesteś za chuda. 
– Jestem w sam raz – odparłam stanowczo i poklepałam go po brzuchu. – Gdybym wyhodowała coś takiego, nigdy nie dogoniłabym żadnego potwora. 
– To? – zapytał, masując się po kałdunie. – To jest, moja droga, oznaka dobrobytu, a dodatkowo nadaje się idealnie jako półeczka na mydło podczas kąpieli.” 

Co tu dużo mówić? Gabriel jest jedyny i nie powtarzalny! 😉 

„Obdarzyłam ją wymuszonym uśmiechem. Gdyby tydzień temu ktoś mi napomknął, że będę walczyć z duchami u swojego boku, zostawiłabym jego twarz w spokoju. Pozbawiłabym go całej głowy!” 

Cały świat oraz cel walki z demonami autorka przedstawia nam z perspektywy głównej bohaterki w narracji pierwszoosobowej. Już od pierwszych stron autorka rusza z akcją z kopyta, nie karze czekać czytelnikowi, tylko od razu wrzuca nas w wir wydarzeń. Jeśli natomiast chodzi o właściwe wydarzenia, to dowiadujemy się z czasem co z czym się je. Czytając pierwszy tom cyklu „Tessa Brown” nie mogłam się odpędzić od wrażenia, że w jakimś stopniu przypomina to serię o Robercie Langdonie, tylko że w przypadku „TŻMU” jest wątek fantastyczny z domieszką romansu. 

Z tą historią spotkałam się pierwszy raz, bodajże z dwa lata temu, na Wattpadzie i porównując to co kiedyś przeczytałam, a to co dane było mi dotknąć i przeczytać na papierze, to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że widać ogromny postęp! Kończąc już uważam, że debiut D.B.Foryś jest naprawdę udany i pozostaje tylko wypatrywać kolejnych tomów! Natomiast smakoszy lubujących się w urban fantasy polecam zapoznać się z tą pozycją 😊 . 

Za egzemplarz oraz imienną dedykację dziękuję autorce D.B. Foryś <3

Alpha
07.01.2019

128# "Odlecimy stąd"

Tytuł: Odlecimy stąd Autor: Anna Dąbrowska Rok wydania: 17.03.2020 Liczba Stron: 332 Wydawnictwo: Wydawnictwo Novae Res  Opis: Dziewiętnasto...