piątek, 29 marca 2019

38# "Upadające Imperium"


Tytuł: Upadające Imperium 
Autor: John Scalzi 
Rok wydania: 2019 (Polska) 
Wydawnictwo: NieZwykłe 
Liczba Stron: 340 

Opis:

Pierwsza powieść nowej serii książek w konwencji space opera, osadzonych w całkowicie nowym uniwersum, napisana przez laureata nagrody Hugo, autora bestsellerów z listy „New York Timesa”: „Wojna starego człowieka” oraz „Czerwone koszule”.

Naszym Wszechświatem rządzi fizyka, więc podróżowanie szybciej niż prędkość światła nie jest możliwe. Tak było, dopóki nie odkryto Nurtu – pozawymiarowego pola, do którego możemy uzyskać dostęp w określonych punktach Czasoprzestrzeni, a ono niesie nas do innych światów, krążących wokół innych gwiazd.

Ludzkość wybrała się z Ziemi w kosmos i z czasem zapomniała o swoim rodzimym świecie, tworząc nowe imperium, Wspólnotę, której etos mówi, że żadna z placówek zamieszkanych przez człowieka nie jest w stanie przetrwać bez pozostałych. To stanowi barierę dla międzygwiezdnych wojen, ale też system kontroli władców nad imperium.

Nurt jest wieczny, ale nie statyczny – tak jak rzeka zmienia swój bieg, odcinając różne światy od reszty ludzkości. Kiedy przemieszczanie się Nurtu zostaje odkryte – co może się zakończyć odizolowaniem wszystkich miejsc zamieszkanych przez człowieka poprzez uniemożliwienie podróży szybszych niż prędkość światła – troje ludzi: naukowiec, kapitan statku kosmicznego oraz cesarzowa Wspólnoty, prowadzą wyścig z czasem, żeby zbadać co, jeśli w ogóle cokolwiek, da się uratować z międzygwiezdnego imperium, znajdującego się na krawędzi rozpadu.


Recenzja:

„Ja, Cardenia Wu-Patrick, na mocy przysługujących mi praw,
obejmuję stery, Kościoła i państwa, zostaję Grayland II,
imperoksem, królową, głową Kościoła, sukcesorką Ziemi i matką wszystkich.” 

Stary imperoks umiera. Nastają czasy Cardenii z rodów Wu oraz Patrick, która przybiera imię Grayland II. Jednak już w dniu koronacji napotyka na problemy – o mało nie ginie w zamachu terrorystycznym, który może być powiązany z buntem rebeliantów na planecie znajdującej się po drugiej stronie kosmosu. W dodatku Nurt, swego rodzaju połączenie między planetami, dzięki któremu utrzymuje się Wspólnota, zaczyna się rozpadać, zmieniać, grożąc rozłamowi.

Dlatego też przebywający na Kresie hrabia Claremont, dawny przyjaciel nieżyjącego imperoksa, wtajemnicza syna w grożącą ludzkości sytuację i wysyła Marce Claremonta w celu ostrzeżenia władcy. Niestety nic nie będzie przychylne i wszystko oraz wszyscy będą utrudniać w dostarczeniu informacji do imperoks Grayland. Co młoda władczyni zamierza zrobić z dostarczonymi dowodami? Jak zapobiegną zbliżającej się wielkimi krokami katastrofie?

„(…)mili ludzie zwykle nie sięgają po władzę.” 

„Upadające Imperium” to pierwszy tom serii space opera Johna Scalzi i to czuć podczas czytania. W tej książce nie znajdziemy akcji rodem z „Gwiezdnych Wojen”, gdzie klony biegają z blasterami, a rycerze Jedi prowadzą pojedynki na miecze świetlne.

To nie tutaj.

Ten tom stanowi wprowadzenie do akcji i wyjaśnienie czytelnikowi, o co chodzi w stworzonym przez autora świecie. Duża część fabuły skupia się na pojęciu władzy i to nie tylko na jednej planecie. Autor przedstawia nam funkcję imperoksa, jako głównego władcę Wspólnoty, rozszerzającą się na cały Kosmos oraz dla porównania niewielką władzę księcia na planecie Kres. Co zabawne obie te funkcje są takie same. W obu przypadkach władcy są tylko i wyłącznie marionetkami, posadzonymi na krzesłach. Choć nowa imperoks ma w planach nie dać się podporządkować.

Akcja w tym tomie rozwija się powoli, głównie skupiając się na dziedziczeniu, problemach z rebeliantami, co w pewnym sensie przypomina „Grę o Tron”. Po drodze autor podrzuca nam intrygi dworskie, ale również i handlowe. Prócz imperoksa oraz Kościoła we Współnocie ważną rolę pełni gildia kupiecka, w której również toczy się walka o władzę między rodami.

„Nie ma podróży szybszej od prędkości światła.
Ale jest Nurt.” 

Krótko po rozpoczęciu czytania poznajemy Cardenię, córkę imperoksa z nieprawego łoża, która po śmierci przyszywanego brata zostaje wyznaczona na dziedziczkę tytułu. Dla wszystkich jest to zaskoczenie, głównie ze względu na to, że to jej brat był przygotowywany na przejęcie władzy.

Wszyscy są jednomyślni i uważają, że Cardenia nie będzie dobrym imperoksem. Dziewczyna jeszcze dobrze nie zdążyła przyzwyczaić się do nowej roli, a już na jej barki spadają same kłopoty i nieszczęścia. Krótko po śmierci ojca, w zamachu terrorystycznym traci najlepszą przyjaciółkę, rada wraz z rodziną kupiecką nalega na szybki ślub, a do tego docierają do niej wieści o rozpadzie Nurtu.

Lepszego początku władania nikt nie mógł pragnąć bardziej.

Kolejnym głównym bohaterem jest syn hrabiego Claremonta, dobrego przyjaciela byłego imperoksa, Marce Claremont. Cichy naukowiec i wykładowca, zostaje wezwany przez swojego ojca na konsultacje dotyczące badań Nurtu. Hrabia uświadamia synowi ich nieciekawa sytuację związaną z Nurtem i wyznacza mu zadanie, dostarczenia informacji imperoksowi. Niestety przez trwające walki rebelianckie na planecie Kres, Marce zostaje porwany. Na szczęście nieświadomy niczego mężczyzna ma strzegących go aniołów stróżów.

Tak jego drogi przecinają się z Kivią Lagos, która mustruje go na swój statek.

Kivia Lagos jest drugą główną bohaterką, której losy śledzimy w pierwszym tomie. Jest cwaną bezwzględną materialistką, która nie przebiera w słowach, a „cenzura” jest jej obca. Twarda, silna kobieta pochodząca z kupieckiego rodu Lagos. Pewna siebie manipulantka, która nie cofnie się przed niczym, byle osiągnąć wyznaczony przez siebie cel. Według pewnych źródeł jej pierwszym wypowiedzianym słowem było „kulwa”.

Cała trójka zyskała moją sympatię, każdy z osobna ma w sobie coś, przez co nie pozostają obojętni podczas czytania. Cardenię polubiłam za jej podejście do życia, Kivę za to, że nie da sobie w kaszę dmuchać i potrafi dogadać do słuchu, a Marce to słodki naukowiec nie mogący znaleźć się w nowym otoczeniu, pomimo tego, że bardzo mocno się stara.

„- Byłaś prawdziwą prorokinią?
- Tak.
- Więc wiedziałaś, że to co opowiadasz o Wspólnocie i jej fundamentach, stanie się prawdą?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Ale właśnie powiedziałaś, że byłaś prorokiem.
- Każdy może być prorokiem. Musisz tylko rozgłaszać, że to co mówisz, pochodzi od Boga.” 

Pomimo tego, że akcji w tej książce jest niewiele oraz pomimo tego, że czytało mi się ją trochę ciężko, to i tak polubiłam tą książkę i jestem ciekawa kontynuacji. Nie ukrywam, że rzadko czytam gatunek science fiction, a to dlatego, że nic mnie do siebie nie przekonuje. W przypadku „Upadającego Imperium” było to porównanie do mojej ukochanej „Gry o Tron” i pomimo tego, że książka jednak nie jest na takim poziomie jak dzieło G.R.R. Martina, to nie mogę zaprzeczyć, że zaciekawia.

Nie brakuje tutaj intryg oraz walki o władze, które mogły być podstawą do porównania do „Gry o Tron”, ale niestety miejscami książka była przewidywalna, przez co właśnie u mnie straciła lekko. Może to być spowodowane tym, że właśnie jestem po lekturze „Pieśni Lodu i Ogania” przez co trudno mnie zaskoczyć, jednak widząc porównanie do tych książek, mój poziom oczekiwania wzrósł.

To co mi się najbardziej podobało, to wątek Cardenii, a szczególnie kiedy udawała się do Pokoju Pamięci. Za pomysł na pomieszczenie, w którym może przebywać jedynie imperoks oraz w którym znajdują się wszystkie zapisane myśli poprzednie panujących imperoksów zwalił mnie z krzesła. Bardzo podobało mi się wyobrażenie podobizn władców, które pozbawione uczuć, niczym komputery lub roboty mówiły nowej władczyni, to co chciała usłyszeć, bez okłamywania czy kręcenia, jakie mogłyby wprowadzić uczucia nieżyjących osób. Doskonale to było przedstawione na postaci ojca dziewczyny, kiedy towarzyszyliśmy jej podczas ostatniej rozmowy z ojcem oraz zaraz po wejściu do Pokoju Pamięci, gdzie rozmawia z zapisem myśli ojca. Trochę straszne, ale godne podziwu.

Jeśli lubicie klimaty związane z władzą, intrygami, kosmosem oraz nadciągającą katastrofą w tle, to zachęcam do sięgnięcia po „Upadające Imperium”

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

Alpha
29.03.2019

poniedziałek, 25 marca 2019

37# "Prawnicy"


Tytuł: Prawnicy
Autor: Lilianna Garden
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: e-bookowo.pl
Liczba Stron: 412

Opis:

Po tragicznych wydarzeniach z przeszłości, Cordelia Weston postanawia zacząć od nowa, całkowicie poświęcając się karierze prawniczej. Gdy otrzymuje wiadomość o przyjęciu do jednej z najlepszych kancelarii w Bostonie wie, że to szansa na którą tak długo czekała. Nie spodziewa się, że zostanie wciągnięta w sam środek rozgrywki, w której wszystko wydaje się jedynie wyreżyserowanym spektaklem, a jej serce skradnie niebezpieczny mężczyzna.
Kiedy Matthew Barden przyjmuje sprawę znanego biznesmena, oskarżonego o malwersację i morderstwo, nie przeczuwa, że to dopiero początek lawiny zdarzeń, które mogą doprowadzić do jego upadku. Bezwzględny i bezkompromisowy adwokat, nie ma litości dla swoich przeciwników, rozprawiając się z nimi bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Wszystko się zmienia, gdy w jego uporządkowane życie wkracza energiczna Cordelia Weston. Od pierwszej chwili wie, że z tą kobietą będą same kłopoty.
Czy dwoje poranionych ludzi będzie w stanie znów zaufać i dać się porwać miłości, gdy ich świat zaczyna rozpadać się, niczym domek z kart?
Zanurz się w świecie przepełnionym tajemnicami, chęcią zemsty i namiętnością, który pochłonie Cię bez reszty.

Recenzja:

Cordelia Watson po przeżyciu tragicznej przyszłości postanawia w końcu skupić się na sobie i postawić wszystko na jedną kartę – kariera. To teraz jest dla niej najważniejsze, o wiele ważniejsze niż miłość, która według niej tylko rani. Kończy studia prawnicze i w końcu los się do niej uśmiecha. Dostaje szansę, kiedy zostaje przyjęta do jednej z najlepszych kancelarii prawniczych w Bostonie.

Śledząc raczkującą karierę głównej bohaterki obserwujemy, jak od papierkowej roboty trafia wpierw na salę sądową, a później na przesłuchanie do więzienia. Cordelia powoli zostaje wprowadzana do świata prawników i przekonuje się, że wybrany przez nią zawód to nie bajka, pomimo że towarzyszą jej dwaj przystojni książęta. Szczególnie, że prócz chęci wybawiania świata od złego, główna bohaterka zaczyna przejawiać coraz większe zainteresowanie jednym ze swoich szefów.
Jeśli ktoś jest już tu ze mną od jakiegoś czasu to wie, że nie znoszę schematów, a jednak w debiucie Lilianny Garden pojawia się romans, który na całe szczęście rozwija się pomału (w innym wypadku udusiłabym autorkę, gdyż naprawdę wiązałam z tą książką wielkie nadzieje i historia je spełniła!). Kiełkującemu uczuciu, które przemienia się powoli w piękny kwiat zwany miłością czytelnik zawsze kibicuje i tak też jest w tej pozycji. Po prostu nie da się nie lubić tej pary i nie wiązać z nimi nadziei! (W szczególności, jeśli bohater nosi jedno z moich ulubionych imion męskich).

Podejrzewam, że wymieniając moich ulubieńców nikogo nie zdziwię wyborem: oczywiście Dilly, Matt oraz Eliott, to oni zdobyli moje serducho najbardziej, chociaż nie mogę powiedzieć, że nie polubiłam brata, siostry oraz przyjaciółki głównej bohaterki, jednak oni minimalnie przegrali z głównymi bohaterami.

Zarówno Matt jak i Cordelia mają za sobą tragiczne wydarzenia z przeszłości, których autorka od razu nie odkrywa, co więcej!, trzeba na nie czekać, prawie do końca książki, a że jestem istotą z natury niecierpliwą, to prędzej myślałam, że uschnę niż dowiem się, co dręczy bohaterów, dlatego też pochłaniałam kolejne strony z jeszcze większym zaciekawieniem.

Każde z nich walczy z demonami przeszłości, a do tego jeszcze kancelaria prawnicza Matta przechodzi kryzys i jeżeli nie udowodnią niewinności swojego najważniejszego klienta, grozi im tragedia. Jakby było jeszcze mało kłopotów dochodzi do tego podstępny były chłopak Cordelii, który włamuje się jej do domu i przechwytuje tajne, ważne informacje dla toczącego się procesu oraz przepełniona chęcią zemsty była żona Matthew, która nie cofnie się przed niczym.
Debiut Lilianny Garden to świetnie napisana powieść przesiąknięta intrygami, zwrotami akcji oraz dobrym romansem. Ta historia nie należy do typowych romansów szefa z pracownicą. Autorka idealnie połączyła wątek kryminalny z miłosnym nie przesadzając w żadnym z nich. Dodatkowo wszystko dzieje się w ciekawym świecie prawa, do którego wstępuje Dilly.  Na początku trudno było mi się wbić w historię, ale od połowy pochłonęłam ją, czytając nawet na wykładach (ale o tym ciii 😉). Serdecznie polecam i zachęcam po sięgnięcie tego tytułu, a ja z niecierpliwością wypatruję kontynuacji, bo naprawdę warto!

Jedynym minusem, przez który się zgubiłam się parę razy w fabule, była liczba bohaterów. Bodajże dwa razy zdarzyło mi się, że nie wiedziałam kto jest kim, ale po chwili odzyskiwałam rezon i wracałam na odpowiedni tor powieści.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję autorce i trzymam kciuki za dalsze sukcesy!
Alpha
25.03.2019

wtorek, 19 marca 2019

36# "Love Line II"


Tytuł: Love Line II 
Autor: Nina Reichter 
Rok wydania: 2018 
Wydawnictwo: Novae Res 
Liczba Stron: 345 

Opis:

"Znacznie łatwiej jest udawać miłość, niż ukryć, że kogoś kochasz"
Bethany McCallum chciałaby, aby jej życie znowu stało się normalne. ale czy to możliwe, skoro jej ukochany, Matthem Hansen, za kilka miesięcy bierze ślub z córką magnata medialnego, były mąż chce powrotu, a w dodatku nowa praca w "Newsweeku" zaczyna się od szantażu, za którego sprawą Bethany i Matt są zmuszeni współpracować ściślej niż kiedykolwiek wcześniej?
Czy zawodowa relacja będzie funkcjonować, skoro oboje zdają sobie sprawę z napięcia, jakie pojawia się między nimi? I czy profesjonalizm wystarczy, aby zachowali dystans?
Gdy tajemnice z przeszłości wyjdą na jaw, może się okazać, że stare grzechy mają długie cienie. Czy za ich sprawą miłość... zyska niespodziewanego sojusznika?


Recenzja:

„W chwili, kiedy zastanawiasz się,
czy kogoś kochasz,
przestałeś go już kochać na zawsze.” 

Bethany i Matthew rozstali się. Ponownie, lecz tym razem wszystko wskazuje na to, że prawdopodobnie na dobre. Beth podejmuje próbę odbudowy małżeństwa, jednocześnie skupiając się na pracy, a Matt niechętnie szykuje się do roli ojca, próbując być odpowiedzialnym i dojrzałym mężczyzną.

I tak przez długi czas każde próbuje wrócić do swojego życia, aż w końcu znowu są zmuszeni pracować ze sobą. Tym razem polem bitwy staje się hotel oraz plan filmowy, na którym nagrywany jest upragniony program Matthew, jednak mężczyźnie zaczęło zależeć na czymś, raczej na kimś, o wiele bardziej innym.

Zauważamy, że w każdym z głównych bohaterów zachodzi zmiana. Porównując ich do poprzedniego tomu, to na obydwojga odciśnięte zostało piętno. Złamani przez brutalne intrygi przypominają cień siebie samych.

W tej części autorka nieźle się postarała i uważam, że tom drugi jest lepszy od pierwszego. Podczas czytania miałam ochotę roznieść niektórych bohaterów. Dodatkowo w tej części dostajemy wiele informacji, które mnie osobiście zmiotły (SPOJLER głównie sprawa z wypadkiem siostry Matthew – Camille, no ja byłam w totalnym szoku, pomimo że to podejrzewałam, ale tak czy siak, autorka tak przedstawiała tę postać, że mówiłam sobie, że na pewno to nie ona, a tu jednak ona!)

„– Powiedz mi, którym z nich by był? (…)
– Kto? – Beth zrobiła wielkie oczy, a Gemma zaczęła gestykulować łyżeczką przełykając.
– No Matt. Którym by był? Jackiem czy Peterem? 
Z ciężkim westchnięciem wbiła plecy w kanapę.
– On? Tym pociągiem, co nadjeżdżał.
Tylko że mnie nikt nie zdążył ściągnąć z torów!” 

Zarówno Bethany jak i Matt są postaciami bardzo wyrazistymi, a zresztą nie tylko oni. Wszyscy bohaterowie są tak świetnie wykreowani, że podczas czytania zdajemy sobie sprawę, że mogliby żyć obok nas, bo kto z nas nie skrywa swoich problemów za maską uśmiechu? Kto nie otwiera się tylko przed bliskimi, a czasem nawet i przed nimi mamy opory? Tak! Zdecydowanie postacie wykreowane przez autorkę są bardzo silną stroną powieści, tak samo zresztą jak otoczka, w której dzieje się akcja.

Sam klimat powieści wiele nie odbiegał od tego, który by został przedstawiony przez zagranicznego autora, co już daje świadectwo, naprawdę wysokiego poziomu pisarstwa Niny Reichter. Jeśli ktoś ma awersje (niesłuszną) do polskich autorów, to myślę, że może tu się bardzo zdziwić, bo to co autorka wyprawia ze słowami i bohaterami to istny cud.

„W głowie jakiś głos szepnął do niej słowa Matthew:
Internet kojarzy mi się z czyśćcem o globalnym zasięgu.
Karze cię za stare grzechy.” 

Druga i ostatnia część tej niesamowicie wciągającej historii jest równie mocno przesiąknięta intrygami i tajemnicami, jak pierwszy tom. Jednak tutaj zostaje wszystko klarownie wyjaśnione, dzięki czemu czytelnik jest usatysfakcjonowany. Jeśli miałabym coś polecić chętnym, którzy zamierzają sięgnąć po tę książkę, to sprawa czytania obu części. Polecam czytać oba tomy za jednym zamachem, jeden po drugim. Wtedy nie zapomnicie ważnych faktów z fabuły i wszystko będzie ładnie się układać w jedną spójną i logiczną całość.

Nina Reichter ponownie zabiera nas w podróż po niczym serpentyna zawiłych drogach uczuć. Pierwsza część była przesiąknięta psychologią wymieszaną z uczuciami, natomiast kontynuacja skupia się na walce o miłość oraz drodze, którą bohaterowie muszą przejść żeby spróbować sięgnąć po szczęście.

Pozostaje pytanie tylko, jak wiele stracą i ile są w stanie poświęcić, w momencie kiedy los stawia na szali ich miłość?

„– Prosiłaś ją, żeby towarzyszył ci jakiś samotny podtatusiały palant,
który cały wieczór będzie ci się gapił na cycki?
– Tak – odparła niemal z rozbawieniem
– Tak? – wrzasnął, nie dowierzając.
Uśmiechnęła się.
– Rob, to miejsce jest dla ciebie.” 

Seria „Love Line” jest idealna dla wielbicielek romansów oraz powieści obyczajowych. Dojrzała, interesująca i wciągająca – tak można opisać historię wykreowaną przez autorkę, która oczarowuje już od pierwszych stron i zapewniam, że daje do myślenia. W dodatku każda dobra książka powinna uczyć, taką funkcję spełnia właśnie „Love Line”.

I tak jak zaznaczałam w poprzedniej recenzji, ta historia była pierwszym spotkaniem z autorką, ale na pewno nie ostatnią, a książki „Love Line” serdecznie polecam, myślę, że nikt nie pożałuje. 😊

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Novae Res! 

Alpha
19.03.2019

wtorek, 12 marca 2019

35# "Love Line"



Tytuł: Love Line 
Autor: Nina Reichter 
Rok wydania: 2017 
Wydawnictwo: Novae Res 
Liczba Stron: 484 



Opis:

Matthew Hansen - przystojny młody psycholog - doradza kobietom, jak zbudować satysfakcjonujący je związek i nie pozwolić sobą manipulować.
Jest twórcą popularnej internetowej audycji LOVE Line, a jego charyzma i celne rady przyciągają miliony słuchaczek.
Zrządzeniem losu spotyka Bethany McCallum, będącą w trakcie rozwodu dziennikarkę luksusowego magazynu dla kobiet. Otrzymuje ona zlecenie napisania artykułu obnażającego metody stosowane przez hermetyczną grupę tak zwanych pick-up artists, czyli trenerów podrywu. Nieetycznych manipulantów, którzy szkolą mężczyzn, jak zaciągnąć kobiety do łóżka.

Ich drogi krzyżują się przy stoliku pewnej bardzo nietypowej restauracji. Wzajemne przyciąganie sprawia, że Matt postanawia zbliżyć się do Bethany. Aby to zrobić, będzie musiał podzielić się z nią swoją wiedzą.

Tymczasem napięcie między nimi staje się coraz silniejsze.
Ale oboje coś ukrywają.


Recenzja:

„Miała wrażenie, że jej życie to długi, ciemny korytarz i wprawdzie wydaje jej się, że widzi na końcu światło, ale po drodze są tylko wilgotne zmurszałe ściany i żadnych wyjść pożarowych.” 

Kro z nas chociażby raz nie sięgnął po kolorowe pisemko, w którym to specjaliści prześcigają się z radami o to jak znaleźć tę jedyną miłość albo jak zaleczyć złamane serce. Pełno jest testów czy to na pewno ten jedyny albo czy wybranek mojego serca jest mi wierny. I to wcale nie dotyczy tylko gazet dla kobiet! Mężczyźni również czytają takie rzeczy! W dodatku przeglądając Internet możemy natknąć się na trenerów podrywu.

Matthew Hansen młody i przystojny psycholog. W świecie trenerów podrywu posiada status gwiazdy o pseudonimie Mystery. Jednak wśród zwyczajnych ludzi zasłynął jako nieomylny prowadzący radiowego programu Love Line. Wszystko zaczyna się toczyć przyspieszonym tempem, kiedy na horyzoncie pojawia się szansa na poprowadzenie telewizyjnego programu, na którym Hansenowi bardzo zależy.

Jednak wszystko staje pod znakiem zapytania, kiedy sam trener poznaje tę jedyną i doradzanie nie jest już takie łatwe, kiedy zaczyna dotyczy go samego.

„Gdy spotkasz kobietę, która wydaje Ci się wyjątkowa,
tej pierwotnej iskry nie da się pomylić z niczym innym.
I od tej pory możesz oczywiście udawać, 
że nie pieprzysz jej w myślach,
ale oboje będziecie znać prawdę w chwili, gdy na siebie spojrzycie.” 

Bethany McCallum jest dziennikarką luksusowego magazynu dla kobiet, która po siedmiu latach małżeństwa stara się o rozwód. Jako młoda dziewczyna zakochała się i zbyt szybko poślubiła swojego wybranka. Cóż źle wybrała, ale czy jest możliwe, żeby los uśmiechnął się do niej? A może ponownie podsunął kłodę pod nogi?

Przed kobietą doświadczoną przez życie staje szansa awansu, musi jedynie napisać artykuł o PUA, czyli pick-up artist. PUA są zawodowymi podrywaczami, którzy dzielą się z mężczyznami wiedzą na temat podrywania kobiet. Beth staje przed zadaniem wejścia w świat, który został porzucony przez Matthew i zgłębienia go bardzo dokładnie. Rozpoczyna się ich współpraca, która zboczy z właściwego toru i zrobi się naprawdę gorąco, a między tą parą przeskoczą iskry!

„Wiesz, co kiedyś usłyszałem? 
Że znacznie łatwiej jest udawać miłość, 
gdy jej nie ma... niż ukryć, że kogoś kochasz, gdy tak jest.” 

Seria „Love Line” jest moim pierwszym spotkaniem z autorką, które zdecydowanie bardzo dobrze wypadło. W dodatku to nie jest debiut Niny Reichter, co od razu widać, kiedy sięgamy po historię Beth i Matta. Autorka ma na koncie bardzo dobrze ocenianą serię „Ostatnia spowiedź”, a sama dylogia zbiera pozytywne oceny!

W tej książce poznajemy historię Betthany McCallum oraz Matthew Hansena, którzy przez przypadek (a może i też przez przeznaczenie) poznają się na ulicy, jednak przez śmierć ojca dziewczyny, nie jest im dane spędzić wspólnego wieczora i spotykają się ponownie dopiero po siedmiu latach. Pomimo przerwy, podczas współpracy, której się podejmują zaczyna się budzić uczucie. Czy poddadzą się jemu?

„Love Line” jest oryginalną książką ze swego gatunku. Dzięki poruszanemu przez autorkę tematów pracy PUA oraz dziennikarek poznajemy wszystko od środka i właśnie to uświadamia nas, że nie jest wcale tak kolorowo jak myśleliśmy. Zostają nam ukazane zalety, ale również wady obu zawodów. Ciągnąca się za obojgiem bohaterów przeszłość, która daje o sobie znać na każdym kroku, a także brutalna rzeczywistość, przez którą oboje są doświadczani. Czytelnik może dostrzec okrutny świat biznesu, w którym przetrwają jedynie skorumpowani i bezwzględni ludzie.

Ze strony Beth przeżywamy problemy związane z wychowaniem córki przez samotną matkę. Starania o rozwód czy napalonego szefa, z którym nie może zostać sam na sam, bo mężczyzna zaczyna się do niej dobierać. Co do kwestii Matta, który udaje miłość do swojej dziewczyny, próbuje pogodzić się z błędem popełnionym w przeszłości, przez który ucierpiała jego siostra nie zapominając o wciągającym go świecie show-biznesu, który jest niczym bagno lub ruchome piaski.

„To, ile komuś dajesz, powinno być odbiciem tego, 
ile on daje tobie. A nie tego, jak bardzo chcesz z nim być.” 

Autorka w tej książce ukazuje również, że miłość nie jest jedynie przyjemna i kolorowa niczym z bajki. Można porównać ją do róży, która jest pięknym kwiatem, ale ma kolce i taka jest miłość. Daje nam szczęście, ale niekiedy również nas rani. „Love Line” przedstawia nam również, że nawet specjalista może sobie nie radzić i poplątać drogę, a nawet ją zgubić w zawiłym labiryncie miłości.

Jest to powieść dojrzała, ukazujące niebanalne problemy bohaterów, a dzięki wypracowanemu i lekkiemu stylowi autorki książkę czyta się bardzo szybko. Szczególnie polecam panią tę książkę ze względu na gatunek w jakim jest utrzymana ta książka, ale nie wykluczam, że może i panowie po nią sięgną. Matthew Hansen daje naprawdę dobre rady panowie 😉

Kończąc na dzisiaj: Mi książka bardzo się spodobała i polecam ją serdecznie do popołudniowej kawki czy herbatki i ciasteczka. Relaks gwarantowany!

Wypatrujcie już niedługo recenzji drugiego tomu, a za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Novae Res!
12.03.2019
Alpha

niedziela, 3 marca 2019

Zapowiedź "Upadające Imperium"

Dzisiaj mam dla Was kolejną zapowiedź! Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Niezwykłego, będę mieć możliwość zrecenzowania dla Was książki, która swoją premierę będzie mieć już 5 marca! Oczywiście mowa tutaj o "Upadające Imperium".

Dla zaciekawionych opis, a recenzja już niedługo ;)


Pierwsza powieść nowej serii książek w konwencji space opera, osadzonych w całkowicie nowym uniwersum, napisana przez laureata nagrody Hugo, autora bestsellerów z listy „New York Timesa”: Wojna starego człowieka oraz Czerwone koszule.

Naszym Wszechświatem rządzi fizyka, więc podróżowanie szybciej niż prędkość światła nie jest możliwe. Tak było, dopóki nie odkryto Nurtu – pozawymiarowego pola, do którego możemy uzyskać dostęp w określonych punktach Czasoprzestrzeni, a ono niesie nas do innych światów, krążących wokół innych gwiazd.

Ludzkość wybrała się z Ziemi w kosmos i z czasem zapomniała o swoim rodzimym świecie, tworząc nowe imperium, Wspólnotę, której etos mówi, że żadna z placówek zamieszkanych przez człowieka nie jest w stanie przetrwać bez pozostałych. To stanowi barierę dla międzygwiezdnych wojen, ale też system kontroli władców nad imperium.

Nurt jest wieczny, ale nie statyczny – tak jak rzeka zmienia swój bieg, odcinając  różne światy od reszty ludzkości. Kiedy przemieszczanie się Nurtu zostaje odkryte – co może się zakończyć odizolowaniem wszystkich miejsc zamieszkanych przez człowieka poprzez uniemożliwienie podróży szybszych niż prędkość światła troje ludzi: naukowiec, kapitan statku kosmicznego oraz cesarzowa Wspólnoty, prowadzą wyścig z czasem, żeby zbadać co, jeśli w ogóle cokolwiek, da się uratować z międzygwiezdnego imperium, znajdującego się na krawędzi rozpadu.

John Scalzi pisze książki całkiem sensowne. Najbardziej znany jest z pisania science fiction, w tym Czerwonych koszul – bestsellera z listy New York Timesa, za którą otrzymał też nagrodę Hugo za najlepszą powieść. Pisze również książki niefabularne, których tematyka rozciąga się od finansów osobistych, po astronomię i film. Był konsultantem  serialu telewizyjnego Gwiezdne wrota: Wszechświat. Lubi ciasta, tak jak każdy właściwie myślący człowiek. Możecie wejść na jego blog wpisując w Google „Whatever”. Poważnie, spróbujcie.



03.03.2019
Alpha

sobota, 2 marca 2019

34# "Kłamca 2.8 Papież Sztuk"



Tytuł: Kłamca 2.8 Papież Sztuk 
Autor: Jakub Ćwiek 
Rok wydania: 2019 
Wydawnictwo: SQN 
Liczba Stron: 266 

Opis:

Ta książka wytnie Wam kilka numerów!

Loki – nordycki bóg kłamstwa na usługach aniołów, a także, mimochodem, bohater sześciu książek, komiksu i gry karcianej – nie ma czasu świętować. Oto bowiem przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z największych swoich wrogów. W dodatku na własne życzenie, bo wszystko wskazuje na to, że Dezyderiusza Crane’a, samozwańczego boga popkultury, stworzył omyłkowo nie kto inny jak Loki właśnie.

Teraz rozpoczyna się gra z czasem, tym trudniejsza, że z każdą chwilą nowy bóg coraz lepiej poznaje swoje możliwości. Jego główną mocą jest kontrola nad narracją, a nawet… nad całą opowieścią.


Recenzja:

„Dezyderiusz. Upragniony.
Jestem tym, czego się pragnie, jestem oczekiwanym.
Jestem podażą dla popytu. Jestem... 
– …trupem – mruknął Chus.” 

„Kłamca 2. Papież Sztuk” jest kolejną częścią z serii „Cyngiel Niebios” i tak jak poprzednia część jest w pewnym sensie nowelką, której fabuła (jak z tytułu wynika) ma miejsce pomiędzy tomem drugim, a trzecim. Ta część jest pod każdym względem inna niż poprzednie oraz te, które nadejdą, nie tylko zaskakuje historią, ale również formą. Z tego co dobrze pamiętam, to „Papież sztuk” jest również swego rodzaju przejściem, gdyż poprzednie części autor podzielił historię na opowiadania, które tworzą całą logiczną fabułę. Tutaj w tej części już nie mamy opowiadań, a jedną ciągłą historię i tu właśnie następuje moment przejścia, gdyż (tak jak mówiłam o ile dobrze pamiętam z poprzedniego wydania) kolejne dwie części również tworzą jedną ciągłą historię, tyle że podzieloną na rozdziały.

„– Jak to jest być bogiem, pytasz? – mruknął.
Skinął palcem w stronę drzwi, przekręcając w nich zamek,
na ułamek sekundy, zanim poruszyła się klamka.
– Zabawne, ale do tej chwili nie miałem jeszcze pojęcia.
Ale powiem ci: to fantastyczne uczucie.” 

Loki tym razem musi stawić czoła nowemu bóstwu, które może być jak dotąd największym wyzwaniem z jakim dawny As miał styczność i to w dodatku na własne życzenie, ponieważ Dezyderiusz Crane jest w pewnym sensie synem Lokiego. Jak zawsze przy jego boku stoją Eros i Bachus, którzy mogą się okazać niewystarczającym wsparciem dla Kłamcy. Przy pierwszej okazji pozbycia się nowonarodzonego boga, zawalają sprawę, a Crane zaczyna rosnąć w siłę zbierając grono wiernych. Wszystko to starają się ukryć przed aniołami, lecz Loki posiada większą ilość nieprzychylnych mu osób niż przyjaciół, przez co bardzo szybko skrzydlaci orientują się w sytuacji i interweniują.

Wbrew pozorom zakończenie całej historii nie jest takie zwyczajne jak czytelnikowi. Może się zdarzyć, że ta książka nie tylko was zaskoczy, lecz i wpłynie na wybór podczas czytania.

„W końcu Kłamca uznał, że musi się iść przewietrzyć.
Nie zatrzymywali go specjalnie,
bo z każdą chwilą robił się coraz bardziej nerwowy,
a to nie pomagało w poszukiwaniach.” 

Nie będę po raz kolejny opisywać postaci, które pojawiły się już w recenzjach poprzednich tomów. W tej ocenie skupię się na niejakim Marcusie Lesterze, a później znanego jako Dezyderiusz Crane. Nowy bóg popkultury jest potomkiem znanych bogów otóż samego Thora i Lokiego. Kłamca, jak to w jego charakterze leży, sprawił swojemu bratu. As przybrał postać kobiety i uwiódł boga piorunów. Tak powstał antagonista tej powieści, którego nie ukrywam bardzo polubiłam. Oczywiście opisana powyżej historia jest wymyśloną na potrzeby serialu „Bóg pośród nas”, który opowiada przedziwnie podobną historię do rzeczywistości z archaniołami i bożkami. Brzmi zupełnie jakby maczały w tej sprawie pewne kłamliwe paluszki.

Nowy bóg oczywiście w żadnym wypadku nie jest na rękę, do tego z każdą upływającą chwilą staje się coraz silniejszy i dąży do osiągnięcia maksymalnej mocy, dzięki której pozbędzie się zamachowców, którzy czyhają na jego życie. W tym celu wyszukuje odpowiednie sceny z życia przypadkowych ludzi, które w jakimś stopniu odpowiadają sytuacjom z filmów. Wtedy Crane obserwuje całe zajście i wchodzi do akcji w zaplanowanym momencie, zyskując nowych wiernych, którzy go czczą.

Narracja z punktu widzenia Dezyderiusza w pewnym sensie mnie bawiła, ponieważ w momencie, kiedy stał się bóstwem narodziło się jego drugie ja, które jest narratorem powieści. Co mnie rozśmieszało? Otóż sprzeczki bohatera z jego wewnętrznym głosem.

„– Skąd pewność, że ten dobroczyńca to nasz gość? 
Loki wysunął wykałaczkę językiem, po czym obrócił ją w ustach, 
na moment szeroko je otwierając. 
– Instynkt macierzyński.” 

Z ogromną przyjemnością wróciłam i przeczytałam wznowienie tej części, nie tylko ze względu na to, że jest to moja ulubiona część, ale również dlatego że Ćwiek w tej książce przekracza wszelkie granice! Nie widziałam jeszcze takiej książki. Mamy tu różnie poprowadzone fabuły, różne zakończenia i oczywiście jak zawsze od groma nawiązań do popkultury. Czasem docierając do pewnych punktów czułam się, jakbym grała w grę, a nie czytała książkę, ze względu na możliwy wybór toru w jakim miałaby się potoczyć się historia. To jest niesamowite jak autor zręcznie tworzy historię, tak że wszystko scala się w całość i nawet pojawienie się komiksu. Jak to w przypadku Ćwieka książkę czyta się błyskawicznie dzięki lekkiemu stylowi i wplecionemu humorowi, który powoduje, że czytelnik mimo woli zaczyna się uśmiechać. Podsumowując mój zachwyt nad tą częścią, zakończę to szczerym poleceniem książki, która jest obowiązkowa dla fanów fantastyki oraz wielbicieli Lokiego.

„– Powiedziałbym: Panie, świeć nad jego duszą,
ale tu ani pana, ani duszy, więc… 
zapytam tylko:
Jedziemy tam?”

Dodatkowo po całej przyjemności jaką jest zapoznanie się z fabułą „Papieża Sztuk”, na końcu książki została przedstawiona historia Kłamcy. Znajdują się tam ciekawostki nie tylko dla fanów cyklu, lecz także dla początkujących twórców, którzy mogą się przekonać, że wydanie własnej książki jest nie tylko wielkim szczęściem, ale również czasem mocnym kopem od życia. Jak to mówią: Każdy medal ma dwie strony.

Z perspektywy czytelnika, który od jakiegoś czasu już jest fanem twórczości Jakuba Ćwieka, zdecydowanie polecam wam pójść na spotkanie autorskie, jeśli będziecie mieć taką możliwość. To co jest opisane na końcu, może i zawiera historię „Kłamcy”, ale klimatu wieczorku nic nie pobije, tak więc polecam potraktować tą część jako wstęp do najbliższego spotkania z autorem.

Za możliwość przeczytania wznowienia bardzo dziękuję Wydawnictwu SQN.

02.03.2019
Alpha

128# "Odlecimy stąd"

Tytuł: Odlecimy stąd Autor: Anna Dąbrowska Rok wydania: 17.03.2020 Liczba Stron: 332 Wydawnictwo: Wydawnictwo Novae Res  Opis: Dziewiętnasto...