środa, 23 stycznia 2019

27# "Gordian. Grzech"


Tytuł: Gordian Grzech (Tom I) 
Autor: Meliss Darwood 
Rok wydania: 16 styczeń 2019 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Niezwykłe 
Liczba Stron: 258 

Opis:

Pikantna. Mroczna. Mocno erotyczna powieść.

Gordian zawsze stawia na swoim. Jest trenerem sztuk walki, studentem inżynierii, mężczyzną, któremu nie oprze się żadna dziewczyna. Z wyjątkiem nowo poznanej, przybranej siostry – Kiry, której zdobycie stanowi dla niego nie lada wyzwanie.

Gordian skrywa mroczne tajemnice. Zbrodnia, której się dopuścił trawi go od środka. Seks wydaje się być najlepszym sposobem na rozładowanie buzujących w nim emocji, lecz czy wystarczającym? Czy każdy grzech można odkupić? Czy rany z przeszłości mogą się zabliźnić na dobre? Czy dwoje poranionych przez życie ludzi powinno być razem? 



Recenzja:

„Co do pierwszej kwestii – tak, mam na imię Gordian 
i moje imię odmienia się przez przypadki. 
Dostałem je po rzymskim Imperatorze – Marcusie Antoniusie Gordianusie.” 

Nawet kiedy popełnisz zbrodnię pierwszy raz, to ona pozostawi po sobie piętno. Cierpieć będziesz i psychice, i na duszy. Gordian dopuścił się zbrodni, której nie żałuje. Tłumaczy sobie, że była ona konieczna, a z jej konsekwencjami, które odbijają się na jego psychice radzi sobie na kilka sposobów, lecz przede wszystkim seksem. Jest mężczyzną z polsko-greckimi korzeniami, a testosteron wręcz wylewa się z niego. Jego wybuchowy charakter, pewność siebie i doświadczenie powodują, że jeszcze żadna dziewczyna nie odmówiła mu, aż do momentu, kiedy spotyka Kirę. Dziewczyna od razu daje mu do zrozumienia, że nie ma na co liczyć, lecz Gordian nie przyjmuję odmowy, im bardziej dziewczyna się zapiera, tym bardziej Gordian staje się uparty. Jednak Kira, tak jak Gordian, nie ma kolorowej przeszłości. Zmagając się z demonami, trenuje kickboxing, który pomaga jej uciec od problemów. Czy ta dwójka zdoła się dogadać? Czy między nimi zaiskrzy, a może lepiej żeby trzymali się od siebie jak najdalej?

„ Nauczyłem się, że nie ma ludzi odpornych na ciosy, 
są tylko źle trafieni.”



„ Patrzę na nich i czuję, jak litania wulgaryzmów ciśnie mi się na usta. 
Zaciskam pięści, staram się powstrzymać przed wybuchem. 
Nie obrażę mamy. 
Nie obrażam kobiet, nie wyzywam ich, nie ubliżam im, 
nie jestem taki, jak mój zafajdany ojciec.”

Na pierwszy rzut oka „Gordian” zarówno z opisu, jak i okładki wydaje się być kolejnym erotykiem, który zagościł na półki księgarni. Zazwyczaj nie czytam książek z tego rodzaju, jednak dla Melissy Darwood zrobiłam wyjątek i nie zawiodłam się! Historia owszem zawiera pikantne sceny, które zachwycą fanki erotyków, jednak jest to opowieść o człowieku, który nie radzi sobie z poczuciem winy. Gordian nie tylko zmaga się z wyrzutami sumienia, ale również z przeszłością.

Jako dziecko nie miał dobrego wzorca do naśladowania. Jako dorosły mężczyzna śni o tym, jak był małym chłopcem i widział, jak jego ojciec traktuję jego matkę. Wyzwiska, ubliżenia, ciosy, mimika, to wszystko zasiało swoje ziarno w duszy Gordiana. 

„Wyrządzoną krzywdę można wybaczyć, 
ale nie zapomnieć.”

Możliwe, że to również dopinguje młodego studenta inżynierii do jego pomysłu. Prócz licznych podbojów mężczyzna ma w planach wynaleźć urządzenie, które będzie zapisywać ludzkie wspomnienia od narodzin tak, że w późniejszych czasach człowiek będzie mógł je w dowolnej chwili odtworzyć. Za zarobione pieniądze na badaniach i wynalazku chciałby kupić wyspę w Grecji i zamieszkać tam ze swoją mamą, której chciałby podarować trochę szczęścia.

Być może po pierwszych paru stronach, które są naprawdę +18, można by pomyśleć, że Gordian jest płaską postacią myślącą wyłącznie o tym, którą kolejną dziewczynę przelecieć, a to nieprawda. Melissa Darwood stworzyła wielowymiarowego bohatera, którego nie da się nie lubić. Być może unika zobowiązań i prowadzi bardzo rozwiązły tryb życia, a kobiety i walki zdają się być wszystkim co pragnie w życiu, jednak to tylko maska, za którą ten skrzywdzony chłopak się chowa.

Jak pisałam brak wzorca podczas dorastania, a także pierwszy zawód miłosny, który przeżył spowodowały, że nie nauczył czym jest uczucie miłości do kobiety oraz jak ją okazywać. Zaznał tylko przykrości i to właśnie spaczyło jego postrzeganie miłości, przez co postępuje, jak postępuje. 

„ Na każdą znajdzie się sposób, 
nawet na zakonnicę.” 

W żadnym wypadku nie jest to kolejny, płytki i bezsensowny erotyk! Najnowsza książka Melissy Darwood jest przyjemna w czytaniu, napisana lekkim językiem z odpowiednio wyważoną dawką humoru. Historia jednak opowiada o skrzywdzonym człowieku, za którym ciągną się konsekwencje jego czynu, którego pomału niszczą. Koszmary, napady podobne do grypy i omamy stają się nie tylko niebezpieczne dla samego bohatera, lecz również dla osób otaczających go. Sam Gordian powoli zaczyna się gubić, czy niektóre widziane przez niego rzeczy są prawdą, czy może kolejnym urojeniem w jego głowie.

Zagłębiając się coraz bardziej w lekturę, byłam coraz bardziej przerażona głosem, który bohater słyszy w swojej głowie. Tłumaczyłam to sobie, jako kolejną marę. Jednak zaczęłam zastanawiać się nad tym.

Zastanawiające są również wskazówki przemycane przez autorkę. Pomiot szatana, trzy żarzące się szóstki na piersi Gordiana, później nawołujący do rachunku sumienia, wyznania grzechów i odkupienia win ksiądz, a paręnaście stron dalej, praktycznie to samo głównemu bohaterowi mówi jedna z mieszkanek wysp. Lampka zaczęła mi się palić i włączył się tryb snucia czytelniczych teorii. Czy być może są to aż tak zaawansowane omamy, czy być może to wszystko składa się w jedną całość, która ma popchnąć Gordiana do podjęcia decyzji i wybaczeniu swojemu ojcu krzywd, a także sobie popełnionej zbrodni.

„Bieganie, seks, czekolada, krav maga – moi prywatni terapeuci.”



„Mogę mieć każdą, 
A myślę właśnie o niej.”

Ciekawą postacią, która również została doświadczona przez los jest przybrana siostra Gordiana – Kira. Od pierwszego spotkania bohaterów czuć, że coś zaiskrzyło, jednak on chciałby jedynie ją zaliczyć, a ona pragnie opiekuńczości, poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Z tego wynika, że Kira jest kolejną szarą myszką? Nic bardziej mylnego. Dziewczyna nie raz pokazuje swój charakterek, a swoim emocjom daje upust podczas treningów kickboxingu, który trenuje od paru lat.

Kira nie należy do nieśmiałych dziewczynek. Osiemnastolatka jest zadziorna, pyskata i bojowo nastawiona. Nie ulęknie się nawet wali z prawie dwa razy większym przeciwnikiem. Podobnie jak Gordian, Kira nosi maskę, a raczej można powiedzieć mur wokół serca, przez który bohater próbuje się przebić, jednak dziewczyna doskonale się broni, trzymając gardę.

Cała relacja tych dwóch postaci nie należy do prostych i przyjemnych. Można ją podsumować dwoma bardzo dobrze znanymi słowami: „To skomplikowane”.

„ – To nie moja siostra. 
– To o co chodzi? 
– O nic. 
– Przecież widzę, stary. Chyba mogę z nią pójść do lasu albo parku?
Posiedzieć, pogadać na łonie natury. 
– Na łonie natury… – prycham – A co wy, jakimiś pieprzonymi łosiami jesteście?”

Każdy rozdział rozpoczyna się imieniem dziewczyny, z którą Gordian ma do czynienia, bądź osobą z rodziny – babcią, mamą. To zestawienie pomaga też czytelnikowi zauważyć, jak główny bohater traktuje kobiety znajdujące się w jego rodzinie, a jak te, które można powiedzieć przypadkiem spotkał. Obce dziewczyny są dla niego przygodą, chwilą przyjemności, która zaraz przeminie, z wyjątkiem Kiry, która nie daje się tak łatwo podejść. Natomiast rozdziały poświęcone mamie i babci Gordiana ukazują szacunek mężczyzny do nich. Taki właśnie szacunek powinien mieć każdy syn i wnuk.

„Gordian” jest już piątą książka autorki, z którą mam styczność i za każdym razem Melissa Darwood opisuje jedynie najważniejsze rzeczy, dzięki czemu książka się nie rozwleka, a akcja toczy się wartko, dzięki czemu książkę czyta ekspresowo. Autorka nie zatrzymuje się i nie skupia na nieistotnych rzeczach. Ukazuje relację bohaterów, ich problem czy rozterki, które są ważne dla rozwoju fabuły.

Na zakończenie mogę powiedzieć, że zarówno fanki erotyków, jak i wartościowych historii będą zadowolone, bo ta książka nie należy do banalnych, a jest kolejną pozycją, przy której nie da się przejść obojętnie i jako debiut autorki w tym gatunku, uważam go za bardzo udany, a przez zakończenie z niecierpliwością wypatruję kontynuacji, bo takich rzeczy się nie robi na końcu książki!
 
„Dlaczego? – pyta – Dlaczego powinnam ci zaufać? 
Przymykam powieki.
– Nie wiem. Sam sobie nie ufam.
– To nie brzmi dobrze. 
– Całe moje pojebane życie nie brzmi dobrze. A jednak się w nim znalazłaś.” 

Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

Alpha
23.01.2019

wtorek, 22 stycznia 2019

26# "Zgromadzenie"


Tytuł: Zgromadzenie (Wyjęte ze zła Tom I) 
Autor: Joanna Jarczyk 
Rok wydania: 2018 
Wydawnictwo: Novae Res 
Liczba Stron: 347 



Opis:

Chroniąc świat przed złem, strzeż się, by samemu nie stać się tym złym…

Wstępując do Zgromadzenia, Damien bierze na swoje barki niezwykle ważne zadanie – wraz z innymi Stróżami musi ochronić ludzkość przed Łowcami, uniemożliwić im odebranie człowiekowi najważniejszych cnót: wiary, nadziei i miłości. Jak jednak walczyć ze złem, gdy moralność tych, którzy mieli być wzorem, staje pod znakiem zapytania… Kto tak naprawdę jest zły i z kim mamy walczyć? Czy zabijając złoczyńcę, nie stajemy się tacy jak on? Z tymi wątpliwościami będzie musiał zmierzyć się Damien.
„Zgromadzenie” nie jest baśnią o walce dobra ze złem, w której dobro zawsze wygrywa, a bohaterowie to szlachetni mężowie pełni cnót. To powieść o walce z własnymi słabościami, poszukiwaniu swojej tożsamości i przeciwstawianiu się autorytetom.


Recenzja:

„Zło. 
Coraz bardziej rozprzestrzenia się po ulicach tego miasta. 
Zarzuca swe sieci, w które wpadają ci wszyscy naiwni ludzie, 
którzy chcą, by świat o nich zapomniał. 
Złodzieje, mordercy, okrutnicy. 
Bez wiary, nadziei i miłości.” 

Damien Rimet za namową swojego najlepszego przyjaciela Louisa Daquina wstępuje do Zgromadzenia Stróżów. Zostaje poddany operacji wszczepienia mocy, przechodzi szkolenie, a jego życiowym celem staje się polowanie i zabijanie Łowców. Jednakże już na pierwszej misji, wiara nowego Stróża zostaje wystawiona na próbę. Łowczyni, opisana w Księdze Stróżów jako bezduszny i bezwzględny potwór, daruje mu życie. Rimet nic z tego nie rozumie. Przecież na szkoleniu uczyli, że Łowcy są źli i trzeba ich zabić. Te monstra odbierają ludziom boskie cnoty, a jednym z takim przypadkiem byli jego rodzice. Czy wszystko w co Damien miał uwierzyć było wyssanym z palca kłamstwem? Dlaczego bezwzględna Łowczyni nie zabiła go przy nadarzającej się okazji, tylko puściła go wolno. I co postanowi Damien, kiedy będzie musiał wybierać między poczuciem obowiązku a przyzwoitości?

„ – Łowca nie zna uczuć. Ból i lęk nie istnieje. 
Wiara jest paranoją, nadzieja głupotą, a miłość obłudą.” 

Kreacja świata i podział na Stróżów oraz Łowców na pierwszy rzut oka może się skojarzyć z typowym podziałem dobra i zła. Stróżowie po przejściu zabiegu wszczepienia mocy stają się silniejsi, nie nękają ich żadne choroby, a po przemianie posiadają parę skrzydeł, przez co przypominają anioły.

Co do Łowców, to Świętej Księdze Stróżów, której każdy z członków Zgromadzenia musi przestrzegać, i która jest dla nich niczym Biblia dla zwyczajnego katolika, jest napisane, że są to istoty, które kiedyś były ludźmi, lecz przez wszczepienie mrocznej mocy ich ciała zostały zdeformowane i wyglądem przypominają bestie. Aby zasłonić zniekształcone ciało, zasłaniają je w całości. Noszą szaty z kapturem, a na dłoniach rękawiczki.

Stróże i Łowcy toczą ze sobą walki. Ci pierwsi chcą ratować ludzkość przed drugimi, którzy to zabierają im cnoty, pozbawiając dobrych cech i chęci do życia. Oczywiście wszystko odbywa się w tajemnicy, a samo „Zgromadzenie Stróżów” jest przez zwykłych ludzi kojarzone, jako organizacja, w której pracownicy zajmują się pomaganiem ludzi, zwalczaniem przestępczością, współpraca z policją czy prowadzeniem zbiórek charytatywnych i organizacją festynów.

„ – Bierz piernika i po prostu o tym zapomnij. – Podał mu talerzyk. – 
– Bierz, bo zawołam babcię i będziesz musiał zjeść wszystkie. 
– OK, nie strasz.” 

Po ukończeniu szkoły gastronomicznej z wyróżnieniem Damien Rimet pracuje jako pomoc kucharza w restauracji. Dwudziestodwulatek interesuje się gotowaniem, przyrządzaniem wymyślnych potraw, a jego historię poznajemy w momencie, kiedy jegeo kumpel Louis proponuje mu wstąpienie do Zgromadzenia, w którym sam jest od paru lat. Zaskoczony propozycją, gdyż przyjaciel nigdy nie mówi o organizacji zgadza się po chwili myślenia. Wtedy jego świat staje na głowie. Dowiaduje się o istnieniu mocy, Stróżów, cnót oraz Łowców, którzy odbierają cnoty ludziom. Damien zgadza się na wstąpienie do Zgromadzenia. Wszystko wydaje się pięknie, dopóki pogodny mężczyzna, który od razu zyskał moją sympatię, poznaje Łowczynię, która podważa wszystko to, co dowiedział się do tej pory. Polubiłam Damiena za to, że potrafi sam myśleć. Poddany wątpliwościom nie macha na nie ręką, tylko stara się je przemyśleć, dojść do prawdy. Kolejny plus to taki, że nie stał obojętnie, kiedy jego towarzyszy chcieli zamordować Catherine (Łowczynie). W końcu postanowił jej pomóc, gdyż dla niego była ranną kobietą potrzebującą pomocy. Po jego działaniach widzimy, że bohater nie ocenia świata w barwach czarnych i białych, jak Louis oraz dowódca. Dostrzega również szarości i pragnie dowiedzieć się prawdy, a nie złudnych półprawd. Zyskał moją przychylność dążeniem do celu. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie jego nastawienie się nie zmieni i nie uwierzy we wmawiane mu kłamstwo.

W przypadku Louisa Daquina od pierwszej strony, kiedy go poznałam, zapalała mi się czerwona lampka. Niby spoko kumpel głównego bohatera, a jednak coś mi tu nie grało. To właśnie on za poleceniem Samuela Sorela miał przyprowadzić potencjalnych kandydatów na członków Zgromadzenia. Na początku autorka przedstawia go jako opiekuńczego wnuka i dobrego kumpla, który dla Rimeta jest niczym brat, ale kiedy Damien zaczyna powątpiewać w prawdziwość słów zarówno dowódcy jak i świętej księgi, to Louis zamiast wierzyć przyjacielowi, karze mu zapomnieć o wszystkim, po prostu zamieść pod dywan i ślepo podążać za poleceniami dowódcy. Denerwowało mnie to, bo jeśli ktoś uważa się za przyjaciela, to powinien rozważyć wszystkie za i przeciw, a nie stwierdzać, że przez małe doświadczenie kumpel gada głupoty. Odniosłam wrażenie, że przez tytułowanie Louisa najlepszym Stróżem ten był zadufany w sobie, jeśli chodzi o sprawy Stróżów, bo w relacjach z babcią to naprawdę nie mam nic do zarzucenia tej postaci. W każdym bądź razie strasznie mnie irytował.

„ – Magia, czary, to takie dziecinne.(…) 
– Przestają być dziecinne, jeśli ktoś na tym cierpi.” 

To samo tyczyło się dowódcy i twórcy Zgromadzenia Samuela Sorela. Z jednej strony współczułam mu, kiedy poznałam jego historię, jednak od połowy książki, coś mi zaczynało śmierdzieć. Był zbyt idealny, przez co aż sztuczny. Natomiast jego zachowanie na końcu i wyjaśnienie, że Balthazar (UWAGA SPOILER) to jego brat bliźniak, czego się z jednej strony domyśliłam, spowodowało, że poczułam antypatię do niego. Z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać, co Sorel przemilczał i liczę na to, że zostanie to wyjaśnione w drugiej części! 

Catherine, pierwsza Łowczyni, która zapoczątkowała armię Balthazara. Od razu polubiłam tę pyskatą i pewną siebie dziewuchę, która zamieszała w nowym życiu Damiena poddając próbie jego wiarę w Zgromadzenie. Szczerze powiem, że zaintrygowały mnie jej racje, które przedstawiała Rimetowi. Według jej wersji Łowcy i Stróże są do siebie podobni, a skrzydlaci wcale nie są uosobieniem dobra.

Sama relacja jaka wywiązuje się między bohaterami przypadła mi do gustu. Wpierw jest to ludzki odruch Damiena, chce po prostu pomóc rannej kobiecie. Natomiast z kolejnymi rozdziałami zmienia się to w ciekawość i chęć poznania Łowców. Dziewczyna z początku nie ufa Stróżowi, jednak z czasem zaczyna go darzyć w jakimś stopniu zaufaniem, aż do konfrontacji, która ich rozdziela. Bardzo mnie ciekawi, jak w kolejnym tomie będzie wyglądało ich spotkanie i czy pewne kłamstwa, które zostały wypowiedziane na końcu zostaną wyjaśnione i z jakim skutkiem.

Ciekawą rzeczą jest też moc Łowców. Na przykładzie Catheriny, wyszło na to, że Łowcy mogą tworzyć przedmioty, a raczej iluzję z pokładów swojej wyobraźni.

„ – Z tej samej gliny ulepieni, z tego samego źródła moc zaczerpnęli. 
Łowcy i Stróże. 
Jak jedna rodzina.” 

Jedyny minus jaki znalazłam w pierwszym tomie to pod koniec zachowanie Samuela. Być może to był celowy zabieg, jaki autorka zastosowała, jednak nasunęła mi się myśl, że Dowódca Stróżów miał obsesję, a jego śmierć była zbyt szybka.

Druga sprawa, może nie tyle, co minus, co moje emocje związane z zakończeniem, kiedy to Louis zrzucił winę za Catherinę. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy młody Stróż nie staje się taki, jak Samuel. Rozumiem za żadne skarby nie mógłby się przyznać, że dowódca okazał się psychopatą, a on go zabił. Wybuchłby chaos. Tylko strasznie mnie ciekawi, co z tego wyniknie i chcę wiedzieć, co będzie dalej!

„ Pustka w środku. 
Nie ma uczuć, nie ma łez. 
Ból nie istnieje, to tylko wymysł. 
Strach ucieka, lęk odpływa. 
Wszystko trzeba przeżyć, wszystko da się przetrwać.” 

Jestem zachwycona opowieścią. Przepadłam. Styl autorki powodował, że odpływałam natychmiast, aż obudziłam się o 3 w nocy na ostatniej stronie powieści. Lekki i przyjemny!
Domagam się następnego tomu w trybie natychmiastowym, gdyż jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczy się walka między Stróżami i Łowcami. Po zakończeniu mam nadzieję, że autorka nie strzeliła sobie w kolano śmiercią jednego z bohaterów. Czekam na kolejną część z niecierpliwością!

Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Alpha
22.01.2019

piątek, 18 stycznia 2019

25# "Światło Anioła"



Tytuł: Światło Anioła 
Autor: Izabela Zawis 
Rok wydania: 2018 
Wydawnictwo: Novae Res 
Liczba Stron: 217 

Opis:

Walka dobra ze złem właśnie się rozpoczęła. Czy na pewno wiesz, po której stronie staniesz?

Siedemnastoletnia Megan wiedzie typowe życie współczesnej nastolatki. Mieszka wraz z matką, Jill, w małym miasteczku. Nigdy nie poznała swojego ojca. Jej życie niespodziewanie nabiera tempa, kiedy pewnego dnia w stojącym w jej pokoju lustrze zauważa przystojnego chłopaka. I choć na początku jest przekonana, że to tylko wytwór jej bujnej wyobraźni, wkrótce znajomość z Adamem, jej własnym Światłem, doprowadzi ją do poznania wielu skrywanych dotąd tajemnic dotyczących jej rodziny...
Dramatyczne wybory, przed którymi niebawem stanie, wpłyną na losy całego świata. Po czyjej stronie opowie się Megan? Co się wydarzy podczas decydującej walki? Czy uda się ocalić to, co najważniejsze?

Recenzja:

„– Rozluźnij się – szepnął niewątpliwie ciepły 
i uspakajający obcy głos. – Wkrótce się zobaczymy.” 

Siedemnastoletnia Megan mieszka sama z matką, swojego ojca nigdy nie miała okazji poznać, a sama rodzicielka nie wspominała o nim. Dziewczyna wiedzie typowe życie nastolatki – szkoła, znajomi. Pewnego dnia wydaje jej się, że czuje czyjąś obecność. Podczas przerwy oraz lekcji słyszy męski głos, który wydaje się jej obcy, ale czy tak jest? W domu natomiast w lustrze dostrzega nieznajomego chłopaka. Po rozmowie z mężczyzną z lustra zasypia, a podczas odpoczynku śni o wydarzeniach, które okazują się, że są jej wspomnieniami z poprzednich wcieleń. Megan dowiaduje się również o tym, że jest aniołem, a tajemniczy chłopak z lustra to jej Światło.

Dziewczyna za każdym razem kiedy wraca do życia, gdyż taki jest przywilej anioła, może wybrać stronę, po której się opowie – Dobro i Zło. Standardowo. Jednak w tym wcieleniu Megan obmyśla plan i podejmuje się zadania, od którego zależy nie tylko jej, ale i innych istnień. Czy wybierze dobrze i czy jej plan się powiedzie?

„– Ślubuję ci być twoim towarzyszem i przyjacielem każdego dnia 
i oświetlać twoją drogę,
abyś nigdy jej nie zgubiła i nie zbłądziła.” 

Megan stoi przed wyborem: stanie po stronie Dobra u boku matki, czy ponownie wybierze Zło i zostanie prawą ręką swojego ojca. Jest bardzo cennym graczem w tej grze, gdyż wśród swoich sióstr urodziła się jako pierwsza. Jest pierwszym Aniołem, co oznacza, że jej siła jest o lepsza niż jej rodzeństwa. Megan wraz z Adamem będą balansować na granicy Dobra, Zła, Życia i Śmierci, a kiedy przyjdzie im stanąć do walki, czy zdołają wybrać dobrą broń?

„– To nie wygląda tak, jak myślisz. 
Za każdym razem jesteś taka sama, jest wiele podobieństw, 
ale jesteś też odmieniona w jakimś stopniu przez poprzednią siebie. 
Przecież nic nie jest trwałe, ludzka osobowość ewoluuje.” 

Po pierwszych paru stronach Megan strasznie mnie irytowała, a najbardziej fakt, jak opisywała siebie, po czym stwierdziła, że dzięki altruizmowi pomagała innym przez co miała dużo przyjaciół. Tu już uruchomił mi się dzwoneczek z tyłu głowy i zaczęłam się modlić, aby główna bohaterka się zmieniła, co na szczęście miało miejsce. Z biegiem historii bohaterka już się tak nie wychwala i da się ją nawet polubić, chociaż ja bardziej polubiłam Adama.

Jedyną niepowtarzalną i najważniejszą wartością w książce jest istnienie Dobra, które wszystkich powinno łączyć. To z niego powstał Arcyanioł i Arcyświatło, które dały życie Aniołom. Z każdym Aniołem na świat przychodziło dla równowagi jego Światło. Zawsze jest przypisane to samo Światło i kiedy Anioł po śmierci rodzi się ponownie jako dziecko, to Światło pojawia się w wieku osiemnastu lat i czeka na Anioła aż ten dorośnie, po czym odnajduje go. Co ciekawe to nie anioły mają skrzydła a właśnie Światła i kimś takim jest właśnie Adam. Postać chłopaka kojarzyła mi się, co śmieszne, z Aniołem Stróżem. Odkąd pojawił się w życiu Megan, to opiekował się, wspierał ją.

„Światło nie może żyć bez swojego Anioła.” 

Zabrakło mi takiego wdrożenia się w świat. Według mnie autorka mogła jeszcze bardziej dopracować tę historię i naprawdę powstałoby coś świetnego, a tak miałam wrażenie, że choćby samo miejsce zamieszkania aniołów i świateł jest potraktowane po łepkach, byleby przejść do właściwej akcji. Zdecydowanie zabrakło mi tego klimatu, przez co miałam wrażenie, że dosłownie przeleciałam przez tę książkę.

To samo dotyczyło postaci. Z jednej strony polubiłam Adama, czy Arcyanioła, ale zabrakło czegoś, dzięki czemu będę te postacie wspominać. Coś co utrwaliłoby mi je w pamięci.

Kolejna rzecz to walka ze Złem, a dokładniej ze złą stroną mocy. Dla mnie było za krótko i zbyt szybko. Autorka opisywała to jako trudne zadanie, a odniosłam wrażenie, że główna bohaterka bez problemu wcisnęła się do siedziby zła, wykiwała każdego po drodze i wbiła sztylet w antagonistę.

Podczas czytania dało się również niestety wyłapać błędy – literówki, których nie skorygowała korekta.

Według mnie historia ma duży potencjał i może być naprawdę bardzo dobra, jeśli tylko autorka w następnej części wyciśnie jeszcze więcej z bohaterów. Może jakieś sprawy się pokomplikują, zmieszają i wyjdzie kogel-mogel, który z przyjemnością pochłonę, gdyż nie mówię „nie” tej historii. Wręcz przeciwnie. Jestem ciekawa jak ona się rozwinie i jak autorka poprowadzi kolejne wydarzenia.

„ – Pamiętaj o jednej rzeczy. Żyję dla ciebie i z tobą, 
bo masz ważną rolę do odegrania. 
Nie zamieniłbym tego życia na żadne inne.” 

Książka z jednej strony zaskoczyła mnie, a z drugiej zawiodła. Czytając kolejne strony, było czuć, że jest to debiut autorki. Sama w sobie historia skojarzyła mi się z serią „Upadłych”, której co prawda jeszcze nie czytałam, lecz słyszałam o czym jest.

Nie można odmówić lekkości i prostoty historii, dzięki czemu idealnie nadaje się na poczytanie w wieczory po ciężkim dniu w szkole, na uczelni czy w pracy.

Również bardzo spodobał mi się pomysł na tytułowe Światło i będę wypatrywać kontynuacji historii, która tym razem będzie opowiadać o siostrze Megan – Angel.

Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Alpha
18.01.2019

poniedziałek, 7 stycznia 2019

24# "Tylko Żywi Mogą Umrzeć"


Tytuł: Tylko Żywi Mogą Umrzeć 
Autor: D.B.Foryś 
Rok wydania: 2018 
Wydawnictwo: e-bookowo 
Liczba Stron: 400 

Opis: 

Mam na imię Tessa i, odkąd pamiętam, prowadzę podwójne życie. Jestem barmanką za dnia, za to nocami zamieniam się w żądną krwi łowczynię demonów.
Dlaczego to robię? Och, nie zrozumcie mnie źle, przecież nie wybrałam takiego zajęcia, ponieważ jest ekscytujące i bezpieczne, pieniądze też nie grały tutaj żadnej roli, nikt mi w końcu za to nie płaci.
Tropię i zabijam wyłącznie dlatego, że posiadam nad nimi niespotykaną przewagę: w połowie jestem jedną z nich...

Recenzja:

„Usłyszałam przeszywający chrzęst łamanych kości. Całe pomieszczenie wypełnił mój rozpaczliwy jęk, kiedy obserwowałam, jak mężczyzna bezwładnie opadał na ziemię. Oczy traciły swój dawny blask. Stawały się puste i matowe. Martwe.” 

Codzienną rutynę Tessy Brown przerywa wiadomość od przyjaciela o skradzionym krucyfiksie. Dziewczyna podejmuje trop i rozpoczyna śledztwo, jednak nie spodziewa się, że sprawa jest o wiele poważniejsza niż przypuszcza. Zdawałoby się, że to zwykła kradzież, jednak chodzą słuchy w świecie demonów, że już niedługo coś się wydarzy.

W tym samym czasie w życiu Tessy pojawia się tajemniczy Kilian, który zdaje się być o wiele bardziej obeznany w temacie niż ona. Rozpoczynają współpracę jedynie po to żeby sobie nie wchodzić w drogę. Podczas ich krótkiej, ale prężnie rozwijającej się znajomości Tess dowiaduje się, że jej nowy kolega nie tyle jest demonem, co jest kluczem do całej historii.

Jednak czy Tess ze zorganizowaną przez nią ekipą zdoła zapobiec apokalipsie, czy wręcz przeciwnie pomogą ją rozkręcić?

Cała historia opiera się na dobrze znanym nam schemacie walki dobra ze złem. Bohaterowie w celu uratowania świata przed demonicznymi siłami szukają artefaktów, aby antagonista nie dostał go pierwszy. Tak samo jak relacje między bohaterami nie są nam obce – przyjaźnie, romanse, intrygi, zdrady. Sam charakter postaci powoduje, że zatracamy się z każdą kolejną przewróconą stroną i to jest to właśnie, bo gdy tylko pojawiał się na stronach Kilian czy Gabe to nie mogłam oderwać się od tego. Pragnęłam więcej i więcej.

To co bardzo mi się podobało, to fakt, że postacie nie są pod kloszem. D.B. Foryś nie cacka się z nimi. Sama Tessa, kiedy walnęła gafę, musiała mierzyć się z konsekwencjami swojego zachowania. To właśnie zaliczyłam na plus, że nie było to zamiecione pod dywan lub nie przeminęło z wiatrem.

Prócz tego, co może wydać się dziwne, to brakuje tutaj równowagi. Są demony, ba jest nawet Władca Piekieł, ale nie ma Aniołów czy nawet nie pojawia się Bóg. Nie ma! To nie jest ta historia, gdzie bohaterom wali się wszystko i zjawia się nagle wybawienie w postaci Archanioła. Tutaj tego nie ma i to też może budzić pewien niepokój o losy naszych ulubionych bohaterów, bo są zdani tylko na siebie, co jednocześnie nadaje im nieco realizmu, bo nam też nie pomoże wróżka zębuszka czy wyskakujący z magicznej lampy dżin.

Prócz tego autorka sprytnie przemyca ważne informacje w tekście, które składają się w całość dopiero wtedy gdy mają. Czytelnik zazwyczaj pomija je, machając na nie ręką i czyta dalej, żeby na końcu otrzymać kubeł zimnej wody.

„– Jestem Mrocznym Żniwiarzem – zakomunikowałam z triumfalną miną. 

– Wiem, kim jesteś, wywłoko! – zaryczała. – Mamy już przyszykowane dla ciebie specjalne miejsce w Piekle!” 

Do głównej bohaterki nie zapałałam ani miłością, ani nienawiścią. Z jej perspektywy czytało się przyjemnie, a to już coś, bo zdarza się, że książka ma bardzo dobrą fabułę, ale przez główną bohaterkę męczy się czytelnik. W przypadku „Tylko Żywi Mogą Umrzeć” i Tess nie miałam tego problemy. Bardziej śmieszyły mnie sytuacje, kiedy Kilian podpuszczał łowczynię, a ona fukała na niego. Prócz tego zastanawiałam się, czy nie powinna pić trochę więcej ziół na uspokojenie, bo nie tyle że nie radzi sonie z zaufaniem to jeszcze jest agresywna, ale… to może działanie tej demonicznej połówki 😊.

Tess za dnia jest barmanką, a w nocy poluje na demony. Dziewczyna ma trochę ułatwione zadanie, w przeciwieństwie do zwykłych egzorcystów, gdyż jest w połowie demonem i wyczuwa ich, kiedy pojawią się w pobliżu.

„– Dostaniesz cukrzycy, słowo daję – syknęłam, kiedy sięgnął po kolejną paczkę. Zaszeleści nią natrętnie, byleby zrobić mi na złość. 

– Hmm? – wymamrotał z pełnymi ustami, 

wyciągając w moją stronę opakowanie ciasteczek. 

– Nie, dziękuję.” 

Jedną z moich dwóch ulubionych postaci jest demon Kilian. Dlaczego? Bo jest słodki tak samo jak ciasteczka, które uwielbia! Czytając dowiadujemy się, że urodził się w drugiej połowie czwartego wieku na terenach ówczesnego starożytnego Egiptu w ubogiej rodzinie, która zajmowała się uprawą roślin. Demon opowiadał o tym, jak w oczy zajrzało im widmo głodu przez chorobę rodziców. Niespodziewanie rozwiązanie spadło jak grom z jasnego nieba lub może trafniejsze określenie byłoby, że wypełzło z czeluści piekieł. Wtedy jeszcze młody Kilian postanowił zgodzić się na oferowane warunki przez nieznajomego. Z myślą o rodzicach zawarł pakt z demonem. Dopiero po latach odkrył, że dzięki swojemu uczynkowi stał się kluczem do zamknięcia lub otwarcia Bram Piekieł. 

Wspominałam o dwóch ulubionych postaciach, tak więc drugą z nich jest przybrany ojciec Tessy i jej bardzo dobry przyjaciel ksiądz Gabriel. Przybliżając nieco tę postać, to Gabe jest proboszczem kościoła oraz światowej sławy egzorcystą. Za co go pokochałam? A już Wam cytuję fragmenty: 

„ – Jasna cholera. 
– Gabe, język! – upomniałam go. 
– Oj tam… – Machnął ręką. – Wyspowiadam się z tego później.” 

oraz:

„– (…) Teraz coś zjedz, jesteś za chuda. 
– Jestem w sam raz – odparłam stanowczo i poklepałam go po brzuchu. – Gdybym wyhodowała coś takiego, nigdy nie dogoniłabym żadnego potwora. 
– To? – zapytał, masując się po kałdunie. – To jest, moja droga, oznaka dobrobytu, a dodatkowo nadaje się idealnie jako półeczka na mydło podczas kąpieli.” 

Co tu dużo mówić? Gabriel jest jedyny i nie powtarzalny! 😉 

„Obdarzyłam ją wymuszonym uśmiechem. Gdyby tydzień temu ktoś mi napomknął, że będę walczyć z duchami u swojego boku, zostawiłabym jego twarz w spokoju. Pozbawiłabym go całej głowy!” 

Cały świat oraz cel walki z demonami autorka przedstawia nam z perspektywy głównej bohaterki w narracji pierwszoosobowej. Już od pierwszych stron autorka rusza z akcją z kopyta, nie karze czekać czytelnikowi, tylko od razu wrzuca nas w wir wydarzeń. Jeśli natomiast chodzi o właściwe wydarzenia, to dowiadujemy się z czasem co z czym się je. Czytając pierwszy tom cyklu „Tessa Brown” nie mogłam się odpędzić od wrażenia, że w jakimś stopniu przypomina to serię o Robercie Langdonie, tylko że w przypadku „TŻMU” jest wątek fantastyczny z domieszką romansu. 

Z tą historią spotkałam się pierwszy raz, bodajże z dwa lata temu, na Wattpadzie i porównując to co kiedyś przeczytałam, a to co dane było mi dotknąć i przeczytać na papierze, to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że widać ogromny postęp! Kończąc już uważam, że debiut D.B.Foryś jest naprawdę udany i pozostaje tylko wypatrywać kolejnych tomów! Natomiast smakoszy lubujących się w urban fantasy polecam zapoznać się z tą pozycją 😊 . 

Za egzemplarz oraz imienną dedykację dziękuję autorce D.B. Foryś <3

Alpha
07.01.2019

128# "Odlecimy stąd"

Tytuł: Odlecimy stąd Autor: Anna Dąbrowska Rok wydania: 17.03.2020 Liczba Stron: 332 Wydawnictwo: Wydawnictwo Novae Res  Opis: Dziewiętnasto...